„Pszenny bochen od rolnika, port trącany modrą falą, metro, traktor, telewizor, huta spływająca stalą, mruczy <<więc Polak potrafi>>. Zadziwiona Europa, cudów dokonują ręce robotnika oraz chłopa.” – propozycja wiersza do kabaretu „Alternatywa” pani Bożenki Lewickiej z serialu Alternatywy 4 była kwintesencją bełkotu Polski Ludowej. Należało być dumnym z naszych sukcesów i poczynań. Dlatego czasem powstawały książki o FSO i ich produktach.
Wiersze, piosenki, książki o FSO, Nowej Hucie, Trasie WZ i pracy szwaczek, szczególnie na początku PRL, były na porządku dziennym. Swój udział w tym szaleństwie miała także, siermiężna, ale nasza własna motoryzacja. „W jak wiosna, S jak Stach, K jak kocham Stacha wiosną, WSK, och, WSK” – to jedna z moich ulubionych piosenek tamtego okresu. Jeśli nie będziemy zajmować aspektem politycznym tego zagadnienia to można stwierdzić, że miało to swój urok. Dziś trudno sobie wyobrazić piosenkę o Oplu Astrze, która zagości w liście przebojów (dziś trudno już sobie wyobrazić nawet samą listę przebojów).
Prosto z Nysy
W artykule o Ralfie Stetyszu wspominałem już o festynach na stadionie Poloneza Warszawa, na których dzieciaki mogły wejść w posiadanie niepotrzebnych fabryce prospektów. Ale nie tylko foldery mogły paść łupem młodocianego zbieracza. Mnie udało się złapać wspomniany przy okazji Stetysza album „Samochody – moje hobby”. Ale pamiętam też jak w służbowej Nysie, skąd pobierało się wydawnictwa, pojawił się album „Fabryka Samochodów Osobowych 1951 – 1976” wydany przez Krajową Agencję Wydawniczą z okazji 25-lecia żerańskiego zakładu. Wówczas tłum zebrany przy „nysce” zachował się prawie jakby rzucili na pakę baleron. Czasem trafiały się też inne książki o FSO oraz gazety przedstawiające samochody, a niebędące katalogami fabrycznymi.
FSO dla dzieci
Książek powstawało sporo. Czasem grupą docelową była młodzież i dzieci. Pamiętam pewne wydawnictwo o wszystkich dzielnych pojazdach z PRL, które zmagały się z poezją życia w Polsce. Jedna z wielu rymowanek przy pewnym dostawczaku brzmiała mniej więcej tak: „ten Żuk nie mieszka w gąszczach, choć z nazwy krewny chrząszcza. Nie brzmi w trzcinie zółto-szarej, wozi ludzi i towary”.
Ostatnio w movendusowe ręce trafiła książka Jerzego Ławickiego pt. „Jak się robi samochód” wydana przez Naszą Księgarnię w 1978 roku. Wydawnictwo przenosi nas do momentu, gdy na podwrocławskiej autostradzie Polski Fiat 125p bił rekord prędkości. Opowieść o dzielnym fiacie i jego kierowcach jest tylko pretekstem do podzielenia się z dzieciakami informacjami na temat procesu produkcji tak skomplikowanej maszyny jaką niewątpliwie jest nowoczesny samochód.
Rysuje pan Bocianowski
Na dość ładnych ilustracjach Bohdana Bocianowskiego zawarto klimat wydarzeń z Dolnego Śląska z lata 1973 roku. Wprawne oko kibica rajdowego rozpozna twarze Andrzeja Jaroszewicza, Sobiesława Zasady czy Marka Variselli. Na kolejnych stronach autor opowiada o poszczególnych podzespołach pojazdu. Jest okazja do pokazania ilustracji z taśmy fabrycznej i wskazania na poszczególnych koproducentów na mapie Polski.
Historia rekordu
Trudno nie odmówić wydawnictwu klimatu. Z przyjemnością przeczytałem o zmaganiach dużego fiata z rekordem świata. Miło się czyta jak Zasada za pomocą radia dyrygował swoimi kolegami i jak sobie potem wszyscy poradzili z awariami i ze zmęczeniem. W międzyczasie dowiedziałem się gdzie produkowano opony i w którym mieście powstawały alternatory.
Polski Fiat 128p
Na końcu Bocianowski zilustrował całą gamę Polskich Fiatów, by pokazać najmłodszym, że FSO i inne fabryki nie próżnują. Jest Polski Fiat 126p, 127p, 128p Sport, 132p, 130p i 128p. Zaraz, zaraz. Coś tu nie gra.
Po pierwsze pominięto Fiata 131p, a informowanie dzieci o Fiacie 130p to w sumie małe przegięcie – powstało ich zaledwie kilkanaście sztuk i nawet nie wiadomo czy w ogóle widziały linie montażowe FSO. Można powiedzieć, że to taki wirtualny Polski Fiat. Największą bzdurą jest jednak rysunek Fiata 128p. Bocianowski pokazał włoskiego sedana, zamiast montowanej u nas jugosłowiańskiej Zastavy 101. Być może takie zdjęcie dostał do przeniesienia. Być może został wprowadzony w błąd.
W planach Zastava 101 montowana w Polsce miała przecież nosić nazwę 128p. Takie informacje możemy znaleźć w pierwszych folderach oraz artykułach Motoru. Tylko nie pasuje tu ani model na rysunku, ani data wydania książeczki, którą oddano do składania w 1977 roku czyli w momencie, gdy od wielu lat wiadomo było co i pod jaką nazwą montowano w FSO. Najprawdopodobniej „Jak się robi samochód” napisano i zilustrowano tuż po wydarzeniach z podwrocławskiej autostrady w 1973 roku. Wówczas Zastava miała być jeszcze Fiatem 128p. Zatem z jakiś powodów książka przeleżała na półce do 1977 roku.
Tego było więcej
Polecam wszystkim książkę „Jak się robi samochód” z Polskim Fiatem w roli głównej. Takich wydawnictw było kilkadziesiąt lat temu znacznie więcej. Czy macie je jeszcze w swoich zbiorach? Muszę przyznać, że kilka mi jeszcze zostało, ale też sporo niestety przepadło. Najbardziej szkoda mi kolorowanki z pojazdami produkcji radzieckiej. Dziko kolorowe Pobieda M20 i ZIS 5 zniknęły gdzieś razem z pancernym resorakiem Moskwicza 412, który nie rozbił się nawet po upadku z trzeciego piętra oraz po wielokrotnych ciosach młotkiem.
Zdjęcia książki o FSO wykonał: Rafał Andrzejewski