Nie doszło tutaj do promieniotwórczego skażenia jak w Czarnobylu, ale teren Elektrowni Jądrowej Żarnowiec to też miejsce tragedii. Zarzucenie budowy tego obiektu okazało się społeczną i ekonomiczną katastrofą. Warto odwiedzić resztki tego co zostało po „atomowych” snach z czasów PRL i urzekające okolice jeziora Żarnowieckiego.

 

W 1971 roku Prezydium Rządu podejmuje decyzję o budowie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. Osiem lat później wybrana zostaje lokalizacja – nad Jeziorem Żarnowieckim. W 1982 roku powołane do życia zostaje Przedsiębiorstwo Państwowe Elektrownia Jądrowa „Żarnowiec” w budowie i rozpoczynają się prace ziemne. W miejscu gdzie jeszcze niedawno istniała wieś Kartoszyno powstaje największy plac budowy w Polsce.

Rok 1989 – Misja Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej wydaje bardzo pozytywną opinię na temat jakości robót budowlano-montażowych, zarządzania budową oraz przygotowań do rozruchu i eksploatacji. W przedsięwzięcie zaangażowanych jest przeszło 70 przedsiębiorstw. Rok później budynki reaktorów I i II są ukończone w ok. 40-50%, centralna pompownia wody chłodzącej w 60%. Obiekty zaplecza budowy w 95%, a 1700 mieszkań w Wejherowie, Redzie, Lęborku, Gniewinie i Krokowej w 80%. Podobnie drogi i linia kolejowa do Wejherowa wraz z bocznicą. Wydano do tej pory co najmniej 500 mln USD. Po przedłożeniu rekomendacji Tadeusza Syryjczyka, ministra przemysłu w rządzie premiera Tadeusza Mazowieckiego, Rada Ministrów 4 września 1990 roku podjęła decyzję o zaniechaniu dalszej budowy EJ „Żarnowiec”.

 

 

Bez licznika Geigera

Z jednej strony początek lat 90., okres transformacji, to po prostu czasy pustki w budżecie Państwa. A będąc biednym lepiej nie budować elektrowni jądrowej. Z drugiej strony poniesiono już olbrzymie koszty. Według Jerzego Lipki, autora świetnej książki „Odkłamać Żarnowiec”, straty wynikające z przerwania prac były gigantyczne i z finansowego punktu widzenia lepiej było powoli kontynuować budowę EJ Żarnowiec. Tym bardziej, że wstępnie zagraniczni inwestorzy proponowali rozmowy na temat finansowania dalszej budowy. I nie było to nieprawdopodobne. Budowę EJ Mochovce w Czechach przerwano w tym samym czasie, ale zrealizowane już obiekty i infrastrukturę zabezpieczono, a następnie, przy udziale włoskiego inwestora ENEL, projekt ukończono.

Często powtarzany jest mit na temat reaktorów, jakie miały być wykorzystane w Żarnowcu – wbrew obiegowej opinii to zupełnie inne konstrukcje niż w Czarnobylu. Owszem były projektu radzieckiego, ale produkcji czechosłowackiej. A co najważniejsze – były to wodno-ciśnieniowe reaktory WWER-440, odpowiednik reaktorów PWR, używanych z powodzeniem na całym świecie. Zupełnie inne od używanych w Czarnobylu RBMK-1000, lekkowodnych, wrzących reaktorów z moderatorem grafitowym. Po decyzji o przerwaniu budowy dwa reaktory sprzedano za bezcen. Jeden kupili Węgrzy do swojej EJ Paks. Drugi trafił w ręce Finów. Przez lata służył bezawaryjnie w EJ Loviisa do szkolenia załogi i przeprowadzania badań materiałowych.

 

Tablica informująca o obowiązku okazania przepustki przed wejściem na teren EJ Żarnowiec. Za nią widoczne są szatniowce, wyburzone w 2018 roku.

Nie wszystkie koszty przerwania budowy EJ „Żarnowiec” są jednak do oszacowania. Nie sposób wycenić krzywdy jaką doznali  przesiedleni do wsi Odargowo mieszkańcy Kartoszyna. A nie byli jedynymi ludźmi, jakich dotknęło fatum – pracę straciło kilka tysięcy osób. Ostatni robotnicy snuli się po terenach opuszczonej budowy jeszcze długie lata, część z nich trudniła się zbieraniem złomu. W ruinę obrócił się też wybudowany w wysokim standardzie po przeciwnej stronie jeziora Żarnowieckiego Hotel Nadole. Obiekt tak zdewastowali złomiarze, że naruszono jego konstrukcję. Finalnie wyburzono go w 2011. O jego ostatnim mieszkańcu, znanym w okolicy po prostu jako Pan Leon, powstał nawet film dokumentalny.

 

 

Pod specjalnym nadzorem

Dzisiaj tereny EJ „Żarnowiec” należą do Podstrefy Żarnowiec Pomorskiej Specjalnej Stefy Ekonomicznej. Główne obiekty nieukończonej „atomówki” są bardzo niebezpieczne i skutecznie pilnowane przez ochronę. Zamiast narażać się na odpowiedzialność karną polecamy zobaczyć na youtubie kilka filmów obrazujących teren za pomocą dronów.

Pod koniec lat 90. i na początku lat 2000 było jednak inaczej. Terenu EJ „Żarnowiec” nie pilnował nikt. W płocie było pełno dziur, o ile w ogóle był płot. Miałem okazję dosyć dokładnie zwiedzić wówczas teren i wrażenia, jakie zrobiły na mnie połacie stali i żelbetu nie zapomnę nigdy. Chętnie podzieliłbym się wykonanymi wówczas aparatem Zenit fotografiami, ale jak się później okazało miał uszkodzoną migawkę i mechanizm przesuwania filmu. Ze zdjęć zupełnie nic nie wyszło.

 

 

Do 2004 roku nieopodal elektrowni na nietrudnym do znalezienia nawet dzisiaj peronie można było zobaczyć genialny szyld dworcowy z napisem „Elektrownia Jądrowa Żarnowiec”. Niestety, to nie ja go wówczas rąbnąłem. Mam tylko nadzieję, nie trafił w ręce złomiarzy. Jak wyglądała linia kolejowa 230A, którą do EJ Żarnowiec mieli dojeżdżać pracownicy, można zobaczyć na tym klimatycznym filmie (w roli głównej – szynobus MS-29).

Jak na granicy

Na końcowej stacji ochrona elektrowni (w końcu był to obiekt o znaczeniu bardzo strategicznym) obowiązkowo sprawdzała na peronie legitymacje pracowników i przepustki gości. Zagrożenie mogło czyhać z każdej strony – patrolowano jezioro, ale przede wszystkim ciągnące się z drugiej strony elektrowni pasmo całkiem wysokich zalesionych wzgórz – to szczególnie tam polecam się udać. Droga oddzielająca teren elektrowni od gęstego lasu zaczyna się przy skrzyżowaniu ulic Żarnowieckiej i Spokojnej, z biegiem lat coraz trudniej ją zauważyć.

 

 

Ciągnie się w górę i zarosła tak mocno, że nawet mając sprawne auto terenowe, lepiej udać się na nią pieszo. Szybko okazuje się, że nie jest to zwykły dukt leśny – od strony urwiska pojawia się solidna betonowa bariera, od strony lasu równie solidny płot z drutem kolczastym (oczywiście jego fragmenty zostały już dawno „skonfiskowane” przez złomiarzy). Pojawiają się też betonowe latarnie i słupki przydrożne, a wszystko to bezlitośnie pochłania przyroda.

Porośnięte mchem betonowe konstrukcje oraz piękny stary i gęsty las Puszczy Darżlubskiej tworzą posępny, ale fascynujący klimat. Nagroda czeka jednak na szczycie skąd przez krzewy i wysokie trawy rozpościera się widok na cały teren EJŻ oraz jej zaplecza. Gdy odwrócimy się w drugą stronę okazuje się, że pierwotnie od strony lasu terenu strzegło nie jedno, a dwa solidne ogrodzenia. Ciekawe, czym służby ochrony patrolowały tę drogę? Obstawiamy UAZ-y.

 

 

 

Do kładki 500 metrów

Jakiej kładki? Tej, której nie wybudowano. Powstały jedynie schody. Postawiono za to tablicę informacyjną, tak na wszelki wypadek. Teren budowy EJ „Żarnowiec” mimo upływu lat nadal świetnie działa na wyobraźnię. Warto przejść się wzdłuż głównej drogi, inaczej ciężko ocenić ogromną skalę tej inwestycji. Warto posłużyć się mapą stworzoną przez autorów skądinąd świetnej witryny EJZarnowiec.pl.

 

 

 

Pomiary, których nie było

Gdy ruszymy spod EJ „Żarnowiec” południową stroną Jeziora Żarnowieckiego w stronę Czymanowa czy Nadola po prawej stronie trafimy na dobrze widoczny z drogi Ośrodek Pomiarów Zewnętrznych. Zdewastowany obiekt miał badać klimat oraz symulowane skażania, które mogły powstać w wyniku awarii. Uzbrojono go w supernowoczesną aparaturę. Do kalibracji sprzętu używano tu  próbek wzorcowych izotopów materiałów rozszczepialnych! Na wyposażeniu ośrodka był też radar meteorologiczny Pessley WF3 i ponad 200-metrowa wieża do pomiarów. Rozebrano ją w 2008 roku, ale olbrzymie betonowe podstawy odciągów masztu widoczne są do dzisiaj.

Po zarzuceniu budowy EJ „Żarnowiec” teren Ośrodka Pomiarów Zewnętrznych przejęła firma sadownicza PolPato (co za nazwa!). Nie bez powodu – na terenie Ośrodka istniał eksperymentalny sad, w którym miały odbywać się badania potencjalnych skażeń na roślinach i owocach. Po upadku firmy PolPato w 2002 roku cały obiekt został momentalnie rozkradziony i zamienił się w ruinę.

 

 

 

Nie wszystko stracone

Historia EJ Żarnowiec może wywoływać stany depresyjne. Ale cała ta tragedia ma na szczęście jakieś jasne punkty. Jednym z nich jest największa w Polsce elektrownia szczytowo-pompowa w Czymanowie, położona rzut beretem od EJ „Żarnowiec”. Budowano ją przez 10 lat, a uruchomiono w 1983 roku. W zamyśle powstała jako akumulator energii dla Żarnowieckiej „atomówki” – elektrownie szczytowo-pompowe w czasie niskiego poboru prądu korzystają z nadwyżek produkcji energii. Woda dzięki odwracalnym hydrozespołom pompowana jest do olbrzymiego górnego zbiornika. W czasie szczytu, czyli największego poboru prądu spuszczana jest z kolei w dół, z powrotem do Jeziora Żarnowieckiego. Napędza wówczas generatory, a czymanowska elektrownia wspomaga sieci energetyczne. Mimo, że EJ „Żarnowiec” nie powstała ten ciekawy obiekt, zarządzany przez Krajową Dyspozycję Mocy, sprawdza się wyśmienicie.

Na dole, oprócz gigantycznych rur pnących się w górę, elektrownia nie robi większego wrażenia. Warto jednak pojechać w stronę Gniewina – po przejechaniu stromo pnącą się w górę drogą przez stary malowniczy las pocięty wąwozami (gdyby ta droga była dłuższa byłaby genialna do wyścigów górskich!), wyjeżdża się obok zbiornika górnego elektrowni. Żeby go jednak zobaczyć trzeba skorzystać z wieży widokowej. Warto wydać na to kilka złotych – widok na pofalowany krajobraz Północnych Kaszub, Jezioro Żarnowieckie, widoczne w oddali morze i przede wszystkim niezwykły, potężny zbiornik elektrowni szczytowo-pompowej jest tego warty.

 

 

 

Nie tylko beton i stal

Nawet bardzo intensywnie szukając w terenie tego, co zostało po polskich snach o atomie, nie można przeoczyć piękna tutejszej przyrody. Dwudzieste co do wielkości w Polsce, długie na 7,6 km Jezioro Żarnowieckie zachwyca niezwykle czystymi wodami. Zresztą potwierdza to liczba dorodnych i zdrowych ryb zamieszkujących jego wody.

Samo jezioro nie byłoby jednak tak zachwycające, gdyby nie rzeźba terenu Wysoczyzny Żarnowieckiej. Wzdłuż wschodniej części ciągnie się pasmo wzgórz, które bliżej EJŻ stają się zaskakująco wysokie i strome. Najwyższa Góra Zamkowa ma 102 m n.p.m. i niełatwo na nią wejść, ale widok na Jezioro rekompensuje cały trud.

 

 

Przeszłość namacalna

Nie ma w okolicy miejsca, które nie byłoby naznaczone historią. Bulla protekcyjna papieża Innocentego IV z 1235 potwierdza ufundowanie zakonu Cysterek w Żarnowcu. Wybudowany pod koniec XIII wieku kościół był oczywiście wielokrotnie przebudowywany. Oprócz niego zachowały się dom kapelana z 1404 roku (przebudowany w 1635 roku), spichlerz i elementy oryginalnego muru klasztornego. Nieudostępniony do zwiedzania skarbiec klasztoru zawiera m.in. rękopisy z XV wieku i bezcenne pastorały, bogato zdobiony graduał czy rzeźby sakralne. Zaraz za terenem klasztoru znajduje się dworek, w którym możecie przenocować, oraz piękna i nieźle zachowana gorzelnia – jedna z pierwszych zasilanych energią gazową na polskich ziemiach.

W pobliżu kościoła, po drugiej stronie drogi 213 na poniemieckim budynku szkoły podstawowej można zobaczyć znalezioną przypadkiem podczas remontu oryginalną tablicę. Upamiętnia ona powstanie placówki. O tym czy ją wyeksponować czy zasłonić toczono ciężkie boje – okazało się, że dla niektórych niemiecka zabytkowa tablica na polskiej szkole jest obrazą majestatu. Na szczęście miejscowi zdecydowali, że nie można zacierać śladów historii. Chylimy czoła.

 

 

 

Jezioro graniczne

Od czasu, gdy kontrolę nad tymi ziemiami utraciło Królestwo Polskie, były one we władaniu pruskim. Zmieniło się to po odzyskaniu niepodległości. Ku niezadowoleniu pruskich junkrów zgodnie z Traktatem Wersalskim granicą stało się m. in. Jezioro Żarnowieckie. Ślady granicy można znaleźć jeszcze w pobliskim Wierzchucinie. Wjeżdżając od strony Żarnowca do tej miejscowości, po lewej stronie widoczny jest dawny posterunek graniczny z komorą celną (Zollhaus typ D). Z kolei na zachodnim krańcu nadmorskich Dębek, przy ujściu Piaśnicy, można odnaleźć replikę Kamienia Granicznego z czasów II RP. Niestety – samo letnisko straciło już dawno swój idylliczny charakter. W lipcu i sierpniu przypomina typowe krajowe kurorty. Ale poza sezonem niezwykle szeroka plaża Dębek nadal zachwyca.

Terytorium II RP na obszarze Jeziora Żarnowieckiego obejmowało całe jezioro, ale jego zachodni brzeg należał już do Niemiec. Z jednym wyjątkiem – Polsce przyznano wieś Nadole. Z resztą kraju łączyła ją jedynie droga wodna. Wprawdzie o ostatecznym przebiegu granicy zadecydowała Międzynarodowa Komisja Demarkacyjna, ale wpłynął na nią plebiscyt jaki przeprowadzono w Nadolu. Zamieszkujący wieś Kaszubi zadecydowali, że chcą być Polakami. Dzisiaj do Nadola można po prostu przyjechać. I warto, bo we wsi znajduje się oddział Muzeum Ziemi Puckiej – Skansen „Zagroda Gburska i Rybacka”.

 

 

 

Ziemia urodzajna

Nie podejmę się oceny jakości okolicznych gleb, ale mogę z całą pewnością zapewnić, że okolice są bogate w zabytki i piękne miejsca. Po zachodniej stronie Jeziora Żarnowieckiego znajdują się dwory w Prusewie oraz w Bychowie oraz dworek w Brzynie. Na południu można zobaczyć dwory w Rybnie i Lisewie Kaszubskim. Po odwiedzeniu tych miejsc można, podziwiając zachodnie krańce przepięknej, majestatycznej Puszczy Darżlusbkiej, udać się do miejscowości Robakowski Młyn, potocznie nazywanej Trzy Młyny, a po kaszubsku Trzë Młinë. Nieważne, czy w Sobieńczycach wybierzecie drogę przez Jedlino, czy Karlikowo. Obie nasycają wzrok widokami.

Nazwa Trzy Młyny nie jest wcale na wyrost. Pierwszy zobaczycie Młyn Lisewski (kaszb. Lëséwsczi Młën, niem. Mühle zu Lissau), jest od kilku lat remontowany i to świetna wiadomość. Niestety następny Młyn Polkowicki (kaszb. Pôłchòwsczi Młën, niem. Mühle zu Buchenrode) ciężko dojrzeć – został kiedyś przebudowany na obiekt mieszkalny. Na końcu znajduje się Młyn Robakowski (kaszb. Warzéwsczi Młën, niem. Robatzkauer Mühle). Z roku na rok ten opuszczony obiekt wyraźnie niszczeje. Z tej miejscowości warto pojechać ul. Lisewską w stronę Minkowic, około 500 metrów przed tą miejscowością po lewej stronie znajduje się niezwykłej urody wąwóz zwany przez miejscowych „Sowim lasem”. Z jego końca widać doskonale Zamek w Krokowej – to tu kiedyś kończyły się jego ogrody.

 

 

 

 

 

Zaślubiny z morzem

Z Krokowej warto wybrać się jeszcze na wschód, w stronę Pucka. Po drodze warto zboczyć na chwilę, żeby obejrzeć Folwark i dworek w Kłaninie oraz zabudowania pozostałe po Starzyńskim Dworze (sam dwór strawił w 1943 pożar). Przed wjazdem do dawnego majątku znajduje się niezwykły pomnik przedstawiający radzieckiego żołnierza. Postać nie wypina dumnie piersi, nie walczy z karabinem w ręku, ale jest skulona i załamana. Ten zupełnie inny od reszty pomników przedstawiających czerwonoarmistów monument upamiętnia pracujących podczas wojny w folwarku radzieckich jeńców. Pomnik w ramach dekomunizacji chciał usunąć wojewoda pomorski, ale zarówno okoliczni mieszkańcy, jak i IPN stanowczo sprzeciwili się temu pomysłowi.

Puck jeszcze do końca lat 90. XX wieku był w sezonie tętniącym życiem letniskiem. Później niespodziewanie stracił pozycję na rzecz Władysławowa. Po latach stagnacji do Pucka zaczyna jednak powoli wracać życie, ale miasto stawia zdecydowanie bardziej na żeglarstwo i poszukujących ciekawszych rozrywek niż smażenie się na plaży.

Największe wrażenie robi zachowany w tym mieście układ urbanistyczny – piękniejący w ostatnich latach rynek, z którego schodzi się w dół obok majestatycznej fary do urokliwego portu. To w nim w 1920 roku gen. Józef Haller dokonał symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Warto też zobaczyć w Pucku zbudowany z muru pruskiego szpitalik dla ubogich z XVIII wieku, gdzie dzisiaj znajduje się oddział Muzeum Ziemi Puckiej im. Floriana Ceynowy.

Znajdźcie chwilę, aby przejść się ul. Hallera i zobaczyć piękne kamienice i modernistyczny gmach poczty przy ul. Morskiego Dywizjonu Lotniczego 11. A przede wszystkim przejść się z portu Aleją Kościuszki Po drodze można zobaczyć zapadnięte przez lata stare rybackie domy, potężny zabytkowy gmach Szpitala Miejskiego oraz urokliwy budek sądu. Na koniec zostaje molo i marina, która w najbliższych latach ma zostać bardzo rozbudowana.

 

 

 

Spokój z ciszą

Warto też przejść się po prostu po starej, bliższej zatoki części Pucka. Bez planu, bez smartfona w ręku. Puck żyje dosyć spokojnie i warto poddać się temu rytmowi. W bliskiej okolicy znajduje się jeszcze Rzucewo z pięknie położonym nad wodami Zatoki Puckiej neogotyckim pałacem i skansenem „Osada łowców fok”.

Kawałek dalej leży Osłonino z piękną plażą, a za nim zaczynają się tereny Rezerwatu przyrody Beka. Wziął on swoją nazwę od osady, która kiedyś leżała na jego terenie. W 1959 strawił ją pożar, a przez następne lata do niszczejących resztek zabudowań znacznie zbliżyły się wody zatoki.

Poza sezonem warto udać się też do klimatycznego portu we Władysławowie, do Rozewia ze słynną latarnią morską, Jastrzębiej Góry ze spektakularnym klifem i kilkoma pięknymi zabytkowymi pensjonatami i willami. Otworem stoją przed Wami też oczywiście Mierzeja Helska albo tereny na zachód od Jeziora Żarnowieckiego.

Chowające się do Bałtyku słońce widziane z  plaży w Lubiatowie to zniewalający widok. A pałac w Ciekocinku jest być może najlepiej wyremontowanym pałacem w Polsce. A jeszcze dalej na zachód znajduje się zrujnowany, ale nadal zachwycający pałac i młyn… Nie, to już temat na następne roadtripy. Mniej katastroficzne.

 

 

 

fotografie: Rafał Andrzejewski

 

 

 

Poprzedni artykułCo z tym Borgwardem?
Następny artykułNie żyje Stirling Moss