Wracamy do Gdyni roku 1990. Czasów, gdy hulała po Polsce hiperinflacja, Michał Listkiewicz biegał z chorągiewką podczas finału Italia ’90, Lech Wałęsa został prezydentem, a Alain Mugica zrobił nad Bałtykiem kilka zdjęć.
Więcej o przyjeździe Alaina i jego żony do Polski przeczytacie w pierwszej części „Bonjour Gdynia”. Grzegorz, u którego zatrzymali się Francuzi, mieszkał na osiedlu Karwiny w Gdyni. W tygodniu gospodarz pracował w Baltonie, a jego żona w wojskowej spółdzielni mieszkaniowej. Dlatego dni powszednie goście przeznaczali na samodzielne zwiedzanie, a weekendy na dłuższe wycieczki wraz z polskimi przyjaciółmi.
Pirat z Francji
Pewnego dnia Alain pędził pożyczoną od szwagra specjalnie na ten wyjazd „kaczką”. Zasuwał ile fabryka dała czyli coś koło osiemdziesiątki. Brawurowa jazda Citroenem zakończyła się zatrzymaniem przez policję (w kwietniu 1990 roku przemalowaną z milicji). Patrol miał już na poboczu trojkę delikwentów, którymi zajmowali się funkcjonariusze. Za Alainem zatrzymano do kontroli kolejne dwa pojazdy. Dziwiło to przybysza znad Sekwany. We Francji policja zatrzymuje tyle samochodów ile jest w stanie obrobić. Nikt nie czeka w kolejce do kontroli. Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania Alain stwierdził, że to chyba jakaś pomyłka. Nie można tak długo czekać, musiał źle zrozumieć policjanta. Pewnie w Polsce jest jednak jak we Francji i to nie możliwe by czekać tyle minut – pomyślał. W efekcie ruszył dalej w swoim kierunku.
Tego samego dnia Alain z Grzegorzem pojechali do kolejnego kolegi. Francuz zmusił Polaka do prowadzenia „dwacefałki”. Pracownik Baltony mimo początkowej niechęci, był wyraźnie szczęśliwy z faktu jeżdżenia nietypowym w Polsce Citroenem (kto by nie był?). Pech chciał, że jechali obok tego samego patrolu. Policjanci rozpoznali zielone 2CV, które kilka godzin wcześniej oddaliło się z kontroli drogowej. Alain z Grzegorzem porozumiewali się łamanym angielskim. Francuzowi nie było łatwo wyjaśnić, co wydarzyło się w tym miejscu dwie godziny wcześniej.
Wkurzony policjant porozmawiał z polskim kolegą Alaina. Zdenerwowany powiedział, że to nie Francja – tu zatrzymujemy każdego, kto został namierzony na radar. A Alain jechał aż 76 km/h na „pięćdziesiątce” – to poważne wykroczenie. Na szczęście znajdujemy się w Polsce roku 1990. Policjant mimo sporej pogardy do zagranicznych turystów wypisanej na twarzy, wziął kilka banknotów do kieszeni i odstąpił od dalszych czynności. Teraz wszystkie lokalne portale miejskie zapewne pisałyby o piracie drogowym z Francji, a miejscy aktywiści żądaliby złomowania pojazdu.
Bezproblemowo
Tak naprawdę to była jedyna przygoda samochodowa Alaina w Polsce. Wakacje wspominają bardzo dobrze. Ruch uliczny był niewielki, jeździło się naprawdę wygodnie i bezproblemowo. Część elektryczną, przez którą Francuz świecił gołym tyłkiem w Berlinie (patrz część pierwsza), kolega Grzegorza szybko wymienił w pierwszych dniach urlopu. Potem, już w drodze powrotnej, coś zaczęło terkotać w silniku. W Niemczech samochód nie miał siły jechać pod górę i wyprzedzić ciężarówki z piachem. Ledwo się toczył, w pewnym momencie 50 km/h było jego prędkością przelotową. Ale najważniejsze, że sympatyczny Citroen dojechał do domu.
Ostatni kurs
Niestety spod domu samochód już nie chciał się ruszyć. Nie odpalał i w efekcie spędził tydzień w jednym miejscu. Potem pojawił się szwagier Alaina, właściciel 2CV. Brat siostry miał pojęcie o mechanice – szybko odpalił wóz. Niestety diagnoza nie była zadowalająca. |Szwagier stwierdził, że to już koniec. Zostawił zielonego Citroena na kolejne dni. Po jakimś czasie przyjechał z kolegą by oddać wóz na złomowisko. Niestety wyprawa do Polski była ostatnią wycieczką poczciwego Citroena.
„Jeździłem śmietnikami”
Alain nie narzekał na Citroena. Samochód się sprawdził. Jak sam określił przez całe życie jeździł „śmietnikami” i dopiero w wieku 45 lat doczekał się normalnego samochodu, w którym nie bał się o jakąś awarie. Do tego momentu jego wozy miały swoje problemy i przystanek na jakąś regulacje, naprawę czy sprawdzenie jakiegoś elementu nie były czymś dziwnym.
Z mapą Michelin
Rodzice Alaina dużo podróżowali po kraju. Dlatego on sam też bardzo chciał jeździć, zwiedzać i poznawać nowe miejsca. Niestety nie było czasu, ani pieniędzy na dalekie podróże. Polska była pierwszą większą wyprawą Francuzów. Do nawigacji Alain używał słynnych map Michelina, które uważa za bardzo dokładne i idealne do wszelkich podróży. Dzięki informacjom zawartym w mapach często zatrzymywali się, poznawali nowe, ciekawe miejsca i robili zdjęcia.
W Polsce oprócz Trójmiasta Francuzi odwiedzili okolice Słupska i Koszalina. Chcieli bardzo podjechać nad polskie morze. Zakochali się w pustych plażach. Ale nie tylko w nich. Alain bardzo chwalił zmieniający się krajobraz i różnorodność. Nawet tą samochodową. Wśród tysięcy maluchów i produktów FSO wypatrywał Syren, Warszaw i wozów radzieckich. Szczególnie, co już podkreślałem w pierwszej części, podobały mu się ciężarówki: Kamazy, Krazy, Stary. No i oczywiście przepyszne polskie piwo wspomina do tej pory.
Jedźmy na wschód
W kolejnych latach Alain odwiedził, służbowo i nie tylko, wszystkie kraje byłej Jugosławii, Turcję, Grecję, Albanię, Węgry, Austrię i Czechy. Ma bardzo dobre wspomnienia ze wschodniej części kontynentu, gdzie gościnność jest na wysokim poziomie, a obcokrajowców się po prostu lubi. Nawet w Chorwacji, w której do tej pory mają pretensję do Francji o to, że François Mitterrand w nie uznał w 1991 roku ich niepodległości, nie spotkało go nic strasznego. Ludzie rozumieli, że Alain Mugica to nie Mitterrand, ani nikt kto był lub jest decyzyjny. To sympatyczny człowiek, z którym można porozmawiać i wypić kieliszek rakii. Zresztą częstowanie najlepszym trunkiem to domena tych terenów. Od Polski po Turcję zawsze jest okazja do wypicia kieliszka, a w krajach muzułmańskich jak Bośnia, Turcja czy Albania filiżanki kawy lub herbaty. W domach biednych, gdy gospodarze nie mają czegoś więcej, zawsze poczęstują Cię przynajmniej szklanką wody. Według Alaina to wyróżnia nasz region od innych miejsc na świecie.
Skody są dobre
Wcześniej wspominałem o tym, że Alain dopiero w wieku 45 lat kupił wóz, który cywilizacyjnie był na wyższym poziomie niż jego poprzednie bryki. Nowy cud techniki też pochodził z Europy Wschodniej. Była to Skoda Octvia TDi z 2001 roku. Nadal jest w rodzinie, a Alain jeździ obecnie Octavią Scout. Też napędzaną silnikiem diesla. Oba pojazdy chwali, lubi i bardzo o nie dba. Nie chce by skończyły jak zielone 2CV.
Pierwsza część zdjęć Alaina z Gdyni.
Fotografie: © Alain Mugica
Wielkie dzięki za pomoc dla Rafała Andrzejewskiego, który kontaktował się z Alainem oraz dla Witka Bladego i Mikołaja Pawłowskiego za rozszyfrowanie miejsc ze zdjęć.