Kobieta była ubrana w kurtkę z futrzanym kołnierzem i kapelusz zupełnie nie pasujący do aury. Latem byłby na miejscu, ale nie w pierwszych wiosennych dniach. Nie należały do ciepłych, a z jej ust unosiła się para. Po kilku minutach w bezruchu kobieta coraz bardziej zaczynała odczuwać brak słońca. Przestępowała z nogi na nogę obok swojego automobilu, co jakiś czas próbując bezskutecznie uruchomić auto. Miała jednak zbyt mało siły i nie była w stanie zakręcić korbą rozruchową.
Auto rozkraczyło się na moście prowadzącym do Belle Isle na rzece Detroit. Jak mawiali szoferzy: rzuciło palenie i koniec.
Nagle na horyzoncie pojawił się inny samochód. Kobieta zaczęła machać. Nadjeżdżający swóz zwolnił i zatrzymał się obok unieruchomionego pojazdu. Wysiadł z niego człowiek o okrągłej głowie, bez zarostu, ale z muszką pod szyją. Po krótkiej rozmowie z kobietą, mężczyzna zawinął rękawy od marynarki i przystąpił do odpalania wozu.
Zaaferowany urodą damy, zapomniał sprawdzić ustawień. Kobieta nie ustawiła odpowiedniego opóźnienia zapłonu. Kiedy mężczyzna zakręcił korbą, ta odbiła i złamała jego szczękę.
W początkach motoryzacji odpalanie auta na korbę nie było, tak jak dzisiaj, sposobem na lans, lecz kwestią życia lub śmierci. O tym, że kręcić korbą trzeba umieć, mówiły choćby plakaty propagandowe publikowane u nas pół wieku później. W opisywanym przypadku przyczyną śmieci nie było co prawda złe uchwycenie korby, lecz szofer nie powinien zapominać o wszystkich krokach niezbędnych do odpalenia wozu.
6 kwietnia 1908 roku z powodu wypadku przy uruchamianiu auta za pomocą korby i złamania szczęki zmarł Byron Carter, założyciel firmy Cartercar. Nieduża, lecz prężnie rozwijająca się firma zwróciła uwagę Williama Duranta, współzałożyciela General Motors. Spodobały mu się rozwiązania techniczne stosowane przez Cartera. Durant kupił więc firmę 26 października 1909 roku. Jednak już w 1910 roku Durant został – mówiąc elegancko – wykolegowany z General Motors. Koncern zakończył istnienie marki Cartercar w 1916 roku.
Zanim zapytacie, o co tu chodzi, przejdźmy do dalszego ciągu historii. Po wypadku Byron Carter nabawił się zapalenia płuc, którego nie udało się opanować. Kiedy o śmierci przyjaciela dowiedział się szef Cadillaca Henry M. Leland, był zdruzgotany. Co gorsza, autem, które zadało Carterowi śmiertelny cios był właśnie Cadillac.
Załamany Leland miał powiedzieć swoim współpracownikom, że auto marki Cadillac nie powinno nigdy więcej zabić żadnego człowieka.
Leland rozkazał swoim inżynierom skonstruowanie elektrycznego rozrusznika. Zrobili to, ale urządzenie było tak duże, że nie nadawało się do zamontowania w samochodzie. Zlecenie otrzymał Charles Kettering. Konstruktorzy z jego firmy Delco pracowali 24 godziny na dobę, żeby zdążyć przed wyznaczonym dedlajnem na luty 1911 roku. Zasuwali tak, że sam Kettering miał powiedzieć później: oni nie wykonywali swojej roboty, tylko robota wykonywała ich.
Urządzenie wymyślone przez Ketteringa miało spełniać trzy zadania: odpalać silnik, wytwarzać iskrę dla świec oraz dawać prąd do oświetlenia auta.
W 1912 roku udało się skonstruować rozrusznik. Leland kazał wykonać 12 tysięcy urządzeń. Rok potem firma Cadillac, dla której budowano rozruszniki otrzymała Puchar Dewara. Jest to nagroda ufundowana przez sir Thomasa Dewara, brytyjskiego posła, przyznawana corocznie przez Królewski Automobilklub za znaczące osiągnięcia w rozwoju motoryzacji. Śmierć Byrona Cartera przysłużyła się nam wszystkim.