Kiedy spotka się dwóch wirtuozów, można spodziewać się oszałamiającego efektu. A jeszcze lepszy będzie, gdy spotka się trzech. I to wcale nieprawda, że gdzie kucharek sześć… To historia, którą napisało trzech autorów: inżynier, dizajner i muzyk. Pod koniec lat 80. skomponowali swoje opus vitae.
Często jest tak, że płyta stanowi tło dla jednego hitu, przy którym tupią nóżką całe pokolenia. Znacie wiele takich przykładów. Są też kompozytorzy, którzy są żywymi fabrykami hitów. Czego by nie skomponowali, to wspina się na szczyty list przebojów. Jednak nie wszystkie przeboje utrzymują się na topie tygodniami. Tak było właśnie z superautem Cizeta Moroder V16T.
Zaczęło się od ambitnego inżyniera i kierowcy testowego Lamborghini, który w latach 80. ruszył do USA. Claudio Zampolli założył w Los Angeles dobrze prosperującą firmę serwisującą supersamochody. To był oczywiście prolog, bo Zampolli miał plan: zbudować własny super wóz, którzy stanie się legendą.
Utopia
Miało to być auto, które natychmiast zwróci uwagę motoryzacyjnego świata. Na jego widok wszystkie dotychczasowe supersamochody momentalnie zatrą się i zgniją zapomniane gdzieś pod płotem. Do realizacji tego planu posłużyło sześciolitrowe V16 Lamborghini połączone z pięciobiegową skrzynią.
Tę układankę dopełniali inwestor i stylista. Ostre jak brzytwa linie wozu zaprojektował Marcello Gandini, który pracując dla Bertone tworzył głównie dla Lamborghini. Spod jego ręki wyszły między innymi: Miura, Diablo i – oczywiście – Countach. Ale nie tylko. Był autorem nadwozi wielu aut popularnych, które w znakomitym stylu łączyły interesujący design z praktycznym podejściem: Citroen BX, Renault SuperCinq, Innocenti Mini albo BMW E12. No i – last but not least – to Gandini zaprojektował Lancię Stratos.
Zampolli miał łeb na karku, więc do współpracy jako inwestora namówił Giorgio Morodera. Ten wszechstronny muzyk był przede wszystkim prekursorem muzyki disco, miał niebywałe wyczucie nie tylko jako kompozytor, ale też jako biznesmen. Swoją karierę zaczynał grając na dyskotekach pod koniec lat 60. Aby nie marnować czasu na dojazdy do domu, przez parę lat pomieszkiwał w samochodzie. To on jako jeden z pierwszych (a właściwie jako pierwszy) zastosował w muzyce elektronicznej bit zamiast żywej perkusji.
Giorgio zasłynął jako producent hitów takich gwiazd jak Donna Summer, Diana Ross, Kylie Minogue, Janet Jackson, David Bowie. W jego studiu Musicland w Monachium nagrywali między innymi Elton John, The Rolling Stones, Led Zeppelin, Deep Purple czy Queen.
Komponował też muzykę do filmów. Lista? Proszę bardzo (oczywiście niepełna): „Dzięki Bogu już piątek”, „Amerykański żigolak”, „Superman III”, „Flashdance”, „Scarface”, „Niekończąca się opowieść”, „Top Gun”…
Chase
Nic, tylko budować. Potężny silnik został umieszczony poprzecznie w chromo-molibdenowej ramie kratownicowej, przed tylną osią. Tak naprawdę to podwojone V8 znane z Laborghini Urraco. Z niego pochodzą między innymi głowice. Cizeta Moroder osiągała prędkość 328 km/h, a stówę w cztery sekundy. Oczywiście wiele części, jak choćby pompy wody i oleju, zostało zaprojektowane od nowa, co przysparzało bólu głowy chłopakom z firmy Canepa, która w 2018 roku przeprowadzała remont wozu, który widzicie na zdjęciach.
Swoją premierę Cizeta Moroder V16T z numerem nadwozia 001 miała 5 grudnia 1988 roku w hotelu Century Plaza w Los Angeles. Imprezę pełną błyskających świateł, szampana i dymów prowadził Jay Leno. Moroder skomponował nawet specjalnie na tę okazję kawałek „A Car Is Born”.
What a Night
Moroder, który podczas premiery nie miał swoich legendarnych wąsów, mówił wtedy: „Kiedy po raz pierwszy w superautach pojawiły się silniki dwunastocylindrowe, pozostali konstruktorzy zaczęli je również montować. My postanowiliśmy pójść o krok dalej i stworzyliśmy supersamochód z silnikiem szesnastocylindrowym. Jestem pewien, że wielu producentów pójdzie w nasze ślady”. Stojąc na scenie tuż przed odsłonięciem kurtyny skrywającej auto podkreślał: „Podczas rozdania Oscarów nie wiemy, kto je zdobędzie. Tutaj znamy zwycięzcę – znajduje się tuż za nami. Nie wiadomo tylko jak wygląda”.
W kolejnym roku auto wystawiano jeszcze podczas salonów samochodowych w Los Angeles i w Genewie.
Too Hot to Handle
W pełni sprawny prototyp w perłowej bieli z napisem Cizeta Moroder miał niepokojąco czerwone wnętrze, które sprawiało wrażenie, jakby słoik buraczków eksplodował w trakcie nerwowego przyspieszania. Ów egzemplarz z numerem 001 różni się od późniejszych aut, nazwijmy umownie, seryjnych. Auto ma na przykład większe wloty powietrza, z większą liczbą żeberek, ukośne przetłoczenie w dolnej części nadwozia połączone z tylnym zderzakiem. Inne są też kierunkowskazy i lusterka. Różni się też wnętrze: deska rozdzielcza, tunel środkowy, kierownica, boczki drzwi i fotele.
Tył auta wygląda jak zestaw mrugających diodami mikserów, kamer pogłosowych i klawiszy ustawionych jedne nad drugimi. Gdyby wstawić go do studia w Monachium, Giorgio nawet by się nie zorientował.
A z tym brakiem wąsów to wcale nie jest śmieszne. U schyłku lat 80., czyli wtedy, kiedy ogolony Moroder finansował i prezentował szerokiej publiczności Cizetę, jego siła kompozytorska osłabła na rzecz stanu konta. Późniejsze kompozycje, mówiąc dyplomatycznie, nie zdobywały już szczytów list przebojów.
Jestem przekonany, że dalsze losy firmy są nierozerwalnie związane z brakiem wąsów u Giorgio Morodera. Prototypowy egzemplarz był jedynym z wielkim napisem MORODER na tyle. W związku z coraz bardziej przeciągającymi się pracami nad superautem, kompozytor wycofał się z przedsięwzięcia.
From here to Eternity
Po zakończeniu światowego tournée po salonach samochodowych egzemplarz nr 001 trafił do garażu Morodera. Cizeta Moroder czekała na lepsze czasy, które w końcu nadeszły. Za radą Jaya Leno wóz został odświeżony we wspomnianej już firmie Canepa w Kalifornii. Właściciel firmy wspominał, że nie było to proste, bo żeby dowiedzieć się, co nie działa, należało wóz uruchomić. A żeby go uruchomić, należało dowiedzieć się, co nie działa. Żeby niczego nie zepsuć.
Historia firmy zakończyła się po wyprodukowaniu dziewięciu kolejnych egzemplarzy. W 1991 roku cena Cizety wynosiła 650 tysięcy dolarów. Auto nie podbiło świata, ale Zampolli spełnił swoje marzenie o zbudowaniu supersamochodu i definitywnie zapisał się w historii motoryzacji. O to przecież chodziło.
Auto zostanie wystawione na aukcji RM Sotheby’s, która odbędzie się w Phoenix w Arizonie 27 stycznia 2022 roku.
Fotografie: ©2021 Patrick Ernzen, Courtesy of RM Sotheby’s