Muszę się Wam do czegoś przyznać. Kiedy byłem małym chłopcem, chciałem mieć samochód i to nie byle jaki. Musiał on spełniać ściśle określone wymagania. Powinien być mały, ale terenowy, mieć odkryte nadwozie, ale żeby można było założyć dach. No i oczywiście, żeby nie był masową produkcją i żeby zwracał uwagę, bo przecież każdy z nas jest odrobinę próżny.
Przez jakiś czas kilka topowych miejsc na liście „chcęto” zajmował wehikuł Pana Samochodzika. A potem długo, długo nic. Aż dowiedziałem się, że istnieje Ferves Ranger. Najpierw były śmiech i niedowierzanie, potem zaciekawienie, a na końcu bezgraniczny zachwyt. I na dodatek zbudował go Ferrari na bazie Fiata!
Jak budowa parasolki
Koncepcja była genialnie prosta: 18-konny silnik Fiata 500 i niezależne zawieszenie Fiata 600 obudować stalowym i aluminiowym nitowanym poszyciem. Do środka wsadzić dwa fotele i ławeczkę z tyłu, kierownicę i gotowe. W razie potrzeby koła od kosiarki można kupić w każdym markecie budowlanym, a silnikowe w każdym sklepie motoryzacyjnym.
Pomysłodawca i projektant Carlo Ferrari miał doskonały pomysł, który należało jedynie sprzedać. Niestety nie mógł tego zrobić pod swoim nazwiskiem, bo nikt by nie uwierzył w samobieżny koszyczek terenowy marki Ferrari. Poza tym potentat z Modeny miałby wiele uwag do takiej nazwy handlowej.
Carlo wymyślił więc skrót Ferves, który wziął się od tego: FERrari VEicoli Speciali. Do tego należało wybrać jakąś chwytliwą nazwę, na przykład: Ranger. Był to więc trochę leśniczy, trochę komandos, trochę obieżyświat.
Pojazd został wystawiony podczas salonu samochodowego w Turynie w 1966 roku. Ferves Ranger miał spełniać rolę trochę terenówki, trochę zwracającej uwagę bulwarówki. Miała na przykład odważnie pokonać gruntową drogę do winnicy wuja i podjechać na większe wzniesienie z racji dobrego kąta natarcia i zejścia.
Średniowiecze i renesans
Wóz ma też całkiem niezły prześwit oraz mały rozstaw kół i osi. Równie sprawnie przemknie wąskimi zaułkami włoskich miast pamiętających ponure czasy średniowiecza i ożywczego renesansu, wprost do zacisznej rozległej kamienicy majętnej ciotki.
W zależności od tego, czy gruntówka – ta do winnicy albo na dziką plażę – była mniej lub bardziej wyboista, można było wybrać wersję z napędem na dwa lub cztery koła. Gdyby należało przejechać przez, dajmy na to, Promenadę Anglików w Nicei – nie ma sprawy. Ferves Ranger oferował bieg defiladowy (co wynikało z przełożeń skrzyni biegów), składaną przednią szybę i zdejmowane drzwi – metalowe lub brezentowe – tak, aby wszyscy zdążyli Cię obejrzeć i zapamiętać nową zabawkę. Znacznie ciekawszą niż niezwykle modny i popularny w kurortach Mini Moke. Nota bene pojawił się on dwa lata przed włoskim pojazdem. Gdybyś chciał jednak ukryć cienie pod oczami spowodowane zbyt intensywnym imprezowaniem – wystarczy postawić przednią szybę do pionu, a nad malutkim nadwoziem rozpiąć brezentowy dach z celuloidowymi okienkami po bokach – zupełnie jak u Pana Samochodzika.
Zapomniany konstruktor
Carlo o znanym nazwisku zbudował około 600 egzemplarzy swego uroczego pojazdu w tym nawet ciężaróweczki o ładowności 300 kg. Według różnych szacunków do dzisiaj przetrwało 50-60 aut Frves Ranger. Smutne jest to, że internet, pełen najróżniejszych bezużytecznych informacji, milczy jak zaklęty o tak intrygującej postaci jak Carlo Ferrari.
Fikuśny żółty egzemplarz z 1968 roku został sprzedany na aukcji RM Sotheby’s w marcu 2020 roku za 42 tysiące dolarów. Powrócił na sprzedaż i będzie wystawiony na aukcji, która odbędzie się 22 maja 2021 roku. Bardziej dostojny – zielony egzemplarz z 1974 roku – został sprzedany za 29 120 funtów podczas aukcji tej samej firmy, która odbyła się 7 września 2015 roku.