Z ostatnią dekadą XX wieku jest jak z disco-polo: niby nikt nie słucha, ale jak leci w tle, to nóżka podryguje.
Tak samo trudno się ludziom przyznać do sentymentu do tamtych lat. Królowały wściekłe kolory i szeleszczące dresy, a porządny rock pozostawał w odwrocie. A jednak z sentymentem zerkamy na zdjęcia Jane Fondy w ciuchach do aerobiku i od czasu do czasu bębnimy palcami takty przebojów Spice Girls i Backstreet Boys.
Kopalnia nudy
Nie inaczej traktujemy motoryzację z końca XX wieku, zwłaszcza przez pryzmat wozów klasycznych. Ostatnio internet obiegła okładka pewnego niemieckiego pisma o youngtimerach ze szczerzącym się z niej w pełnym uśmiechu Passatem B5. Niestety, czas płynie nieubłaganie. Samochody, które pokolenie dzisiejszych 30., 40. latków pamięta jako pachnące nowością, wkraczają w wiek „przedzabytkowy”. Inna rzecz, że lata 90. to rozkwit masówki i byle jakich aut, które kompletnie nie wzbudzają emocji. Jednak i wśród nich znalazły się takie, na widok których zaczyna szybciej bić serce.
Gdzie się podziały…
Jednym z takich aut jest Volkswagen Corrado. Zapewne w tym momencie na twarzach wielu z Was zagościł uśmieszek politowania. Przyznajcie jednak sami, kiedy ostatni raz widzieliście, zdrowe, nie zajeżdżone, nie skażone ręką tunera z Pipidówki Wielkiej Corrado? No właśnie. Wyginęły, tak samo jak Ople Calibry, Fiaty Coupe i masa innych ciekawych wozów. Zostały zajeżdżone, zanim zasłużyły na miano klasyka. Dlatego też każdy zadbany Corrado to rzadkość. Tym większa, jeśli mamy do czynienia z wersją z silnikiem VR6 pod maską. A taki właśnie gości na naszych zdjęciach.
Do pięciu razy sztuka
Volkswagen Corrado kontynuuje tradycje żywe w Wolfsburgu od samego początku. Otóż: bierzemy aktualnie produkowane auto kompaktowe, dorabiamy mu sportowe nadwozie i mamy hit sprzedaży. Ten schemat działał przez pół wieku. Najpierw pojawił się Karmann Ghia Typ 14 zbudowany na podwoziu Garbusie. Potem – Karmann Ghia Typ 34, zaprojektowany na podwoziu modelu Typ 3. Jeszcze później pojawił się Volkswagen Scirocco, którego podstawą stał się cud znad Ohre czyli Golf jedynka. Wszystkie te konstrukcje schodziły jak ciepłe bułeczki.
Podobnie miało być z ich następcą. Początkowo nowy Volkswagen o sportowym zacięciu miał kontynuować „wietrzne” nazewnictwo modeli lat 80. i 90. Niestety okazało się, że proponowana nazwa Typhoon (tajfun) jest już zajęta, zastrzegł ją General Motors. Z braku innych groźnie brzmiących nazw zdecydowano się na „corrado”. Jest to słowo pochodzące z hiszpańskiego (correr – biegać). Nazwa miała również pokazywać, że Corrado jest czymś innym niż Golf w nowym ubraniu.
Jak rozpędzić Volkswagena?
I faktycznie był. O ile Scirocco był jedynie Golfem z nadwoziem od Giugiaro, to Corrado zbudowano niemal od podstaw. No prawie: pragmatyczni Niemcy po prostu korzystali z tego, co poniewierało się po fabryce. Zasadniczo Corrado zbudowano na płycie podłogowej A2 (m.in. Golf II), ale z tyłu zamontowano zawieszenie z Passata B3. Początkowo wóz korzystał z dwóch silników tego modelu – wolnossącego 1,8 litra oraz świeżo wprowadzonej do oferty jednostki doładowanej sprężarką typu „G”. 160-konny motor potrafił rozbujać nieco otyłego w stosunku do poprzednika Volkswagena do 225 km/h, co czyniło go najszybszym wozem marki.
Volkswagen miał ambicję podebrania klientów Porsche, który produkowało wówczas modele 944 i 924. W 1991 pod maskę Corrado trafił jeszcze mocniejszy silnik: VR6 o pojemności, 2,9 litra. Wraz z jednostką napędową wersja VR6 otrzymała również zawieszenie z Golfa trójki. Dzięki 190-konnemu silnikowi Corrado było jeszcze szybsze. Rozwijał prędkość maksymalną 233 km/h i miał 6,9 sekund do setki. Chwilę później zdetronizował je… sam Golf trzeciej generacji. O wiele lżejszy, z identycznym silnikiem, rozpędzał się do 250 km/h, osiągając setkę w 6,7 sekundy.
Debeściak?
Jednak osiągi to nie wszystko. Corrado otrzymało to, co najlepsze: standardową pięciobiegową przekładnię (uważaną wówczas za prestiżową), ABS oraz… spojler wysuwany automatycznie powyżej prędkości 120 km/h. I to pół roku wcześniej niż bajer ten pojawił się w Porsche 911. Do tego pokładowy komputer, dodatkowe wskaźniki, oraz mnóstwo dostępnych opcji.
Dziennikarze byli zachwyceni prowadzeniem Corrado. W „Auto Express” pisano, że jest „najlepszym z punktu widzenia kierowcy Volkswagenem”. Z kolei brytyjski „Car” umieścił go na liście 25 samochodów, którymi trzeba się przejechać przed śmiercią. Zwinności Corrado dodawała karoseria zaprojektowana przez Herberta Schäfera i bauhausowe wnętrze Wulfa Riegera. Wszystko to zebrane razem pozwalało sądzić, że Corrado jest materiałem na przebój.
No i klapa
Niestety, coś poszło nie tak. Do sukcesu poprzedników było daleko. W ciągu siedmiu lat wyprodukowano niecałe 100 tysięcy wszystkich wersji. Dla porównania: w podobnym czasie zbudowano zbudowano pół miliona Scirocco I, a Scirocco II w ciągu 9 lat powstało około 300 tysięcy. Corrado jednak w porównaniu do poprzedników było znacznie droższe. O wiele bardziej popularny bliźniaczy Golf z takimi samymi silnikami oferował podobne, a nawet lepsze osiągi. Oczywiście przy gorszym komforcie, ale również niższej cenie oraz większej funkcjonalności.
Konkurencja też nie spała: Opel oferował równie futurystyczną co Corrado Calibrę, Włosi wjechali z Fiatem Coupe, a do tego coraz pewniej w USA i Europie poczynali sobie Japończycy. W dodatku Volkswagen od zawsze będący synonimem producenta aut popularnych, błędnie ocenił swoje szanse w segmencie premium. Być może Corrado konkurowało jak równy z równym z Porsche 924 i 944, jednak nadal w nazwie miał: „samochód dla ludu”….
Do sześciu razy sztuka
Do 1993 roku jeszcze jakoś to się spinało, jednak produkcja staczała się jak Charlie Sheen. W 1994 z fabryki Karmanna w Osnabrück wyjechała zaledwie 1/4 produkcji sprzed czterech lat. Rok później Volkswagen definitywnie dał sobie spokój z Corrado. Sportowe coupe oparte na Golfie nie miało następcy. Zaginęło na długie lata, tak jak Spice Girls, karbowane włosy, czy kasety VHS z ćwiczeniami aerobiku.
Jednak niemiecki koncern najwyraźniej słabo uczył się na błędach. 13 lat po pożegnaniu Corrado wyciągnął z pawlacza Scirocco i nazwał tak samochód mający kontynuować tradycje małych sportowych coupe. Nagle poczuliśmy się jak w dzień świstaka: nowe Scirocco, podobnie do Corrado, było droższe od Golfa, w topowych wersjach wolniejsze od niego i… poważane przez dziennikarzy. Jednak okazało się niewypałem, choć utrzymało się w produkcji aż 9 lat. Kolejny raz Volkswagen już tego samego nie próbował. Przynajmniej na razie…
Zdjęcia: Rafał Andrzejewski
Modelka: Daria Krajewska