Kontynuujemy podróż Dookoła Polski 2000. Wleczemy się w koleinach po wąskich drogach krajowych, czyhając na szansę wyprzedzenia Stara z węglem. Wszak naszą wycieczkę zakończyliśmy na Śląsku, a węgiel to nie mleko i nie musi mieć szybkiego transportu. Przy okazji będzie okazja na wjechanie na jedną z nielicznych autostrad, bo kierujemy się w stronę Wrocławia. Wiecie kto zbudował tę trasę?
Niemiecka autostrada Reichsautobahn istniała przed II Wojną Światową na odcinkach od Berlina przez Legnicę do Wrocławia. Według planów miała iść dalej do Opola, Gliwic i Bytomia. Tam mogliście znaleźć jej pozostałości na drodze numer 88. Nieremontowana przez lata, zbudowana z płyt betonowych, droga wskutek pracy elementów i naturalnego zużycia wytworzyła przerwy między poszczególnymi betonami. Jadąc z Wrocławia do Legnicy słychać było głośne bum – bum, bum – bum. Jak w pociągu.
Kierowcom to nie przeszkadzało, bo i tak była to jedna z lepszych dróg w kraju. Przy zjeździe w Bielanach Wrocławskich zachwycały (i na szczęście nadal zachwycają) stacje CPN typu Fürstenwalde projektu Friedricha Tammsa. Kojarzycie je? Mamy nadzieję, że tak. A dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi powstanie kiedyś odpowiedni #roadtrip. Dopiero w 2007 roku przystąpiono do zmiany przedwojennej trasy w nowoczesną autostradę.
Tajemniczy Dolny Śląsk
Okolice Wrocławia zawsze były pełne świetnych gratów. Bliskość granicy robiła swoje. Niestety w tamtych latach rzadko bywałem na Dolnym Śląsku i wszystkie występujące tu najliczniej w kraju Matry Rancho i Talboty Horizony zdążyły zgnić do reszty, zanim zacząłem tu przyjeżdżać regularnie. Region odkryłem kilka lat później podczas wakacji za kierownicą Wartburga 353W. Pamiętam, że przez lata przy ulicy Kazimierza Wielkiego, w samym centrum Wrocławia, parkowała Syrena 104 z tyłem od Skody 1000 MB. A może to było coś innego? Przynajmniej tak ten samochód zapamiętałem – niestety zdjęcia nie posiadam.
Pominięte lubuskie
Tereny zachodniej Polski wówczas omijałem. Województwo lubuskie, zachodnią część Wielkopolski i zachodniopomorskie dokładnie zwiedziłem dopiero w 2009 roku podczas wyprawy Fiatem Ritmo. Wykonaliśmy wówczas z redaktorem Leśniewskim i jego żoną 3,5 tysiąca kilometrów po zachodniej ścianie kraju. Dlatego w podróży po okolicach roku 2000 musi nam wystarczyć Polski Fiat 127p złapany na rynku w Kaliszu, Audi 60 w towarzystwie kilku „maluchów” w Wieluniu i Wartburg 353 należący do przemiłych starszych ludzi spotkanych przy pałacu w Wąsowie.
Oferta Tarmotu zawsze na czasie
Tym sposobem dojechaliśmy do Poznania, gdzie bywało się częściej, głównie za sprawą Międzynarodowych Targów Poznańskich. Szczególnie ciekawe były salony samochodowe, na których wyjątkowo interesująco wyglądały stoiska przedstawiające ciężarówki (Tatry, Jelcze, Stary) oraz oferta firmy Tarmot. Najciekawszym pojazdem ze stolicy Wielkopolski wydaje się NSU Sport Prinz zmodyfikowany przez polskich właścicieli. Aż trudno rozpoznać markę. Choć Ford Granada, ponoć należący do Gulczasa, też ma sporo klimatu tamtych lat.
Kierunek Warszawa
Pora wrócić na chwilę do Warszawy, gdyż akurat sznycel mnie tam oczekiwał. Nienawidziłem krajowej dwójki i często wybierałem trasę przez Gniezno, Mogilno (dopiero kilka lat później zacznę jeździć na tutejsze rajdy), Brześć Kujawski, Gostynin i Sochaczew. Na tym odcinku zawsze coś ciekawego się trafiło – dajmy na to VW T1 w centrum Gniezna, zmęczony Polski Fiat 128 3P w Strzelnie czy Zastava 750 na złomie pod Gostyninem.
Niebezpieczna dwójka
Odważni mogli jechać trasą numer 2. Wśród tirów i wariatów wyprzedzających na czwartego. Teraz autostrada przebiega blisko Łodzi, wówczas trzeba było mocno zboczyć z drogi by tam trafić. A Łódź, jak każde większe miasto, również mogła poszczycić się kilkoma dobrymi wozami. Poza tym organizowano tam Moto Weteran Bazar – jedną z pierwszych giełd z gratami do pojazdów zabytkowych. Najwięcej było szpejów do pojazdów militarnych i motocykli. Poza tym rodziła się już moda na Warszawy i Syreny. Do tych modeli też nie brakowało części. Łódzkie bazary były wtedy żelaznym punktem naszych wypraw.
Z Łodzi w stronę stolicy prowadziły trzy trasy, wszystkie wąskie i straszne: przez Rawę Mazowiecką, Skierniewice lub Łowicz. W byłym mieście wojewódzkim czyli Skierniewicach warto było odwiedzić Święto Kwiatów, Owoców i Warzyw. W tym roku przypada już 43. edycja tej imprezy. Lubiłem tam jeździć – Ursus pokazywał swoją aktualną ofertę, a wesołe miasteczko przyjeżdżało przerobionymi do swych celów Jelczami „ogórkami”.
Trasa przez Łowicz też nie była nudna. Kiedyś spotkaliśmy tam Wartburga 312/1, którym starsi państwo podjechali pod kościół. Poza tym w miejscowości Dachowa znajdowała się stacja Petrochemii Płock z dużą ilością gratów. Na pierwszym planie stały dwa Ople: Kapitan i Rekord, a za stacją pod plandekami P70, Wartburg 311 i inne Syreny. Widocznie właściciel już wtedy był koneserem. Przed stacją klientów do zjazdu po uniwersalną U95 zachęcały dwa Ursusy C451.
Tranzyt w centrum miasta
Ze stacji Petrochemii Płock w Dachowej było blisko do Sochaczewa, gdzie mieszkańcy dusili się z powodu puszczenia wspomnianej trasy numer 2 relacji Berlin – Moskwa przez sam środek miasta. Dziś aż trudno uwierzyć, że przez śródmieście Sochaczewa jeździły wszystkie pojazdy, które teraz zasuwają po Autostradzie Wolności. Do wszystkiego należy dodać jeszcze ruch lokalny. Ciekawe czy powstała praca doktorska o wpływie zbyt dużego ruchu kołowego na mieszkańców kamienic.
Wtedy i dziś jednym z ciekawszych miejsc w mieście było Muzeum Kolejki Wąskotorowej, w którym do tej pory stoi ta sama Warszawa 223 drezyna.
Z Sochaczewa najlepiej wracało się przez Żelazową Wolę i Leszno. Na jednej z posesji na tej trasie ktoś gnił Sana H100 z napisem Chodakowska Fabryka Włókien Chemicznych „Chemitex”. Obok stało wczesne Mini w równie „dobrym” stanie oraz kilka innych sprzętów.
Jedź „dwójką”
Jeśli ktoś był masochistą i wybrał jednak „dwójkę” to w roku 2000 w miejscowości Bramki mógł się natknąć na ofertę sprzedaży GAZ-a 12 ZIM, a na złomie w Ołtarzewie mógł zobaczyć ostatnią drogę Nysy N61M. Jeśli nie kojarzycie oznaczeń to podpowiem, że to mikrobus zmontowany w Sanoku. Dość rzadka sprawa, nawet w tamtych czasach. W latach 1961 – 1967 wykonano w Sanoku blisko 4,8 tys. podobnych Nys (również w wersji Tropic na rynek egipski). Większość egzemplarzy wyjechało na eksport. W tej chwili w Polsce znajduje się kilka sztuk takich pojazdów. Niedaleko od Nysy gnił sobie w polu cudnie przeżarty Mikrus MR300.
Pod Warszawą
„Ameryka też się sypie, to osobny rozdział” – śpiewał w 1997 roku Kazik Staszewski. Osobnym rozdziałem są też wszystkie podwarszawskie miasta, miasteczka i wsie, gdzie zawsze coś fajnego się trafiło. Dajmy na to Hillmana Minxa na suwalskich blachach w Ożarowie Mazowieckim czy pracującego do końca Hanomaga Garanta w Piastowie. Na wjeździe do Warszawy, w Morach, w okolicy dzisiejszej trasy S2/S8, zawsze pozdrawiał nas żółty Vauxhall Chevette. Mocno zmęczony życiem w PRL. Żółty kolor zawsze przed czymś ostrzega. Vauxhall oznaczał, że zaraz staniemy w permanentnych korkach i bardzo powoli będziemy się przesuwać w kierunku domu. A zastany na stole sznycel z pewnością będzie już zimny.
W trzeciej części naszej podróży wyruszymy na urlop nad polskie morze.
Pierwsza część podróży: Dookoła Polski 2000, cz. 1
Fotografie: autor