Na pewno tak macie, że po przyjeździe w nowe miejsce, na przykład na egzotyczne wakacje, automatycznie wypatrujecie ciekawych samochodów. Dopiero w drugiej kolejności są widoki, ludzie i kuchnia. Chodzimy więc po ulicach, zaglądamy w bramy i zaułki, czy gdzieś nie kryje się intrygujący kształt, czy zza węgła nie wygląda ciekawy zderzak albo błotnik. Pod nogami chrzęści nam piasek albo śnieg lepi się do butów.

Idziemy wolno, wprawnie skanujemy okolicę myśląc jednocześnie, jak to miejsce wyglądało lata temu. Przesuwamy wajchę wehikułu czasu dalej i dalej: lata 80., lata 70. – to jest jakieś, lata 60. – o tak! Proponujemy Wam wycieczkę na przestrzeni lat do norweskiego Trondheim.

Funduje ją nam przepastne miejskie archiwum, z którego zbiorów trudno się wygrzebać. Ponad dziesięć tysięcy zdjęć, sporo motoryzacyjnych: stacje benzynowe, zwyczajne uliczne widoki sprzed lat, interwencje straży pożarnej i wiele innych fotografii.

 

Trondheim

 

Z pomocą wyobraźni

Czasem kadr jest krzywy, często samochody są obcięte bezlitosną jego granicą, poza którą nie da się wyjść bez wyobraźni. A jest na co patrzeć! Nie tylko na dokument sprzed lat, ale przede wszystkim na motoryzacyjną demokrację, a może lepiej nazwać to wolnością importową? Wszystko jedno. Do Norwegii, która nie należała przecież do kluczowych producentów motoryzacyjnych, trafiało wszystko. Na jednym zdjęć można wypatrzeć kawałek pojazdu, który do złudzenia przypomina garbatą Warszawę.

Pomijając współczesne auta elektryczne takie jak Buddy albo Global, kilku norweskich producentów działało u progu XX wieku. Należeli do nich między innymi Bjering i Norsk. Potem długo, długo nic i nagle w połowie lat 50. z fiordu wyskoczył Troll. I to by było na tyle.

 

Trondheim

 

Wracając do tematu, poza oczywistymi samochodami zachodnioeuropejskich producentów, ulice pełne są egzotycznych wozów japońskich. Hondy, Datsuny najróżniejszych modeli płynęły szerokim strumieniem do Norwegii.

Japońskie ministerstwo

Samochody z Kraju Kwitnącej Wiśni szybko zdobyły sobie uznanie na całym świecie. A to dzięki wdrożonemu tuż po II wojnie światowej państwowemu planowi gospodarczego podboju świata. MITI, Ministerstwo Przemysłu Handlu Zagranicznego założyło, że produkty japońskie w przeciągu kilku dekad zaleją światowe rynki, z naciskiem na Europę Zachodnią i Stany Zjednoczone. I tak się stało. Początkowo, rzecz jasna, odbiorcy byli nieufni, ale połączenie atrakcyjnej ceny z niezła jakością zrobiło swoje. Już w latach 70. Japońskie samochody można było spotkać na całym świecie. Również w Norwegii, co bez trudu zobaczycie na zdjęcia z archiwum w Trondheim.

 

Trondheim

 

Na fotografiach są też amerykańskie landary, które upodobali sobie mieszkańcy całej Skandynawii. Wielkie pojemności i bezlitosne zużycie paliwa nie stanowiło problemu – Norwegia posiada bogate złoża ropy naftowej. Odkryto je w 1969 roku, a eksploatacja ruszyła dwa lata później.

Sdiełano w CCCP

Na uwagę zasługują obecne w całkiem dużej liczbie auta z krajów bloku wschodniego: są Moskwicze i Łady. Nie zdziwi też obecność tu i ówdzie Wartburga 311, trafia się też trabant. Pojazdy te znajdowały nabywców z powodu przystępnej ceny i – może niekoniecznie wysokiej jakości wykonania – lecz raczej topornej budowy i wytrzymałości na uciążliwości klimatu, który błyskawicznie niszczył norweskie drogi.

 

Trondheim

 

Spośród kilkuset zdjęć wybraliśmy najbardziej ascetyczne i esencjonalne zarazem. Takie, które pokazują wszechobecność samochodu. Obrazy emanują wyjątkową energią. Drewniane domy, które niegdyś były standardem na terenach podbiegunowych i zaparkowany przed nimi samochód.

Po ulicy hula wiatr

Od razu przypominają się filmy Jima Jarmuscha i klimaty jak w „Nieustających wakacjach”, gdzie przez większość czasu po ulicy hulał wiatr. Jak helsiński epizod w „Nocy na ziemi”, gdzie pokrytym grubą warstwą śniegu asfaltem sunęła nad ranem taksówka.

 

 

Symptomatyczny jest brak ludzi. Trondheim i Norwegia to raj dla introwertyków. Możemy przez chwile odpocząć od zgiełku, bez obawy, że zaraz ktoś wlezie w kadr. Czasami kadr wygląda jak opuszczony w pośpiechu – jest na nim rozłożony leżak albo otwarty samochodowy bagażnik. Właściciel może niespiesznie grzebać w swoim wozie – wszak biała noc trwa tu od 20 maja do 20 lipca. Ma dużo czasu.

To pierwszy z cyklu materiałów o tym norweskim mieście. Wrócimy tu jeszcze nie raz.

 

 

 

Fotografie pochodzą z Trondheim Byarkiv, zostały użyte na licencji Uznanie autorstwa 2.0 Ogólny (CC BY 2.0)

Poprzedni artykułZapomniany Volkswagen
Następny artykuł44 dni stworzenia