Wreszcie lato. Cieplejsze dni pozwalają na wyjazd poza miasto. Wybieramy Dużego Fiata i kierujemy się do Szumina, niewielkiej miejscowość letniskowej nad starorzeczem Bugu. Chcemy pospacerować w lesie, nad wodą. Może zrobimy jakiś piknik? Ale jest też inny powód tej wycieczki. W Szuminie odnajdziemy perłę współczesnej polskiej architektury. Domek, który stał się ikoną i do tej pory świeci dobrym przykładem.
Zaraz, zaraz. Jaka perła? Jaka ikona? Przecież tam nic nie ma. Kilka drewnianych domów porozrzucanych między drzewami, a po środku miejscowości mały sklepik, w którym autochtoni kupują piwko do spożycia na miejscu. Gdzie tam stoi coś niesamowitego? Przecież nawet nie mają kościoła, PKS też tam nie dojeżdża? To Szumin. Ma być tam jakiś Dom Hansenów?
Jedziemy nad Bug
Już wyjaśniamy, ale najpierw należy wspomnieć gdzie leży Szumin. Miejscowość znajduje się dwadzieścia kilometrów od Wyszkowa. Jedziemy drogą numer 62 w kierunku Łochowa. Połykamy kolejne kilometry z dużą łatwością. Nic dziwnego, zielonkawy MR naszego znajomego jest wyposażony w dwuwałkowy silnik konstrukcji Aurelio Lamprediego. W miejscowości Gwizdały skręcamy na Nadkole. A że Nadkola mamy w dobrym stanie, tuż przed lasem jedziemy w prawo, a kilka kilometrów później kierujemy się, za znakiem „Szumin 1”, gruntową drogą w kierunku starorzecza Bugu.
Po wjechaniu do Szumina widać gospodarstwa. Kilka osób, jak zawsze zresztą, idzie w kierunku tutejszej, niewielkiej plaży. Mijamy sklepik, w którym kupimy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Jedną bułkę, kilka piw i chipsy. Dla hipsterów nie ma nic. Nawet gumy balonowej. Tuż za sklepem skręcamy w lewo. Wąska dróżka kończy się niewielką skarpą. W tym miejscu można zaparkować wóz i udać się na spacer brzegiem rzeki.
Jednak zanim tam dojedziemy, mijamy drewniany dom w kształcie trójkąta. Osoby, dla których nie ma różnicy między modernizmem, a postmodernizmem, trójkątny budynek nic powie. Ot, zwykły domek letniskowy z kawałkiem betonu na dole. Dla innych będzie ciekawy, inny, dziwny. Uwagę zwracają pasy okien na górze, a pod drewnianą elewacją skrywa się wspomniany betonowy płot, który w naturalny sposób przechodzi w ścianę oddzielającą wnętrze domu od ulicy. Jeśli stojąc przy ścianie podskoczymy, to zobaczymy domowników jedzących poranną jajecznicę. Ów budynek to cel naszej wycieczki – letni Dom Oskara i Zofii Hansenów.
Od Paryża do Grochowa
Zofia i Oskar Hansenowie to jedni z najbardziej rozpoznawalnych polskich architektów drugiej połowy XX wieku. Poznali się na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Ponoć idealnie się uzupełniali w pracy. Oskar bujał w obłokach i wymyślał kolejne utopijne wizje, a Zofia sprowadzała go na ziemię, próbując zrobić z tych pomysłów coś, co można wykorzystać w prawdziwym życiu. W latach 1948-50 Oskar wyjechał na praktyki do Paryża, do pracowni Pierre’a Jeannereta, który był kuzynem Le Corbusiera.
W stolicy Francji Hansen poznał życie bohemy artystycznej, a na imprezach spotkał Le Corbusiera, Légera czy Picassa. Po powrocie nie każdy chciał z nim współpracować. Syn norweskiego milionera i Rosjanki, bawił się w Paryżu i do tego był ekscentrykiem i wizjonerem. Jego pomysły były dalekie od socrealizmu, który wówczas panował w Polsce.
Mimo trudności, wraz z żoną Zofią, zrealizował następujące projekty: Osiedle Rakowiec dla WSM – budynki o numerach 12, 13 (1958), Osiedle Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej im. J. Słowackiego (1961), Teatr Formy Otwartej w plenerze (1962) oraz Osiedle Przyczółek Grochowski dla Spółdzielni Młodych w Warszawie (1963). Większość tych dzieł do tej pory jednych zachwyca, innych przeraża. Szczególnym przykładem oryginalnej architektury jest Przyczółek Grochowski, zwany przez miejscowych Pekinem. Wszystko ze względu na rozmach i wielkość projektu. Zapewne kiedyś opiszemy i ten budynek.
Mam marzenie
Hansenowie przez większość swojego życia twórczego propagowali idee Formy Otwartej. Oskar Hansen swoją filozofię po raz pierwszy przedstawił w 1959 roku, na ostatnim Kongresie CIAM. Forma Otwarta to architektura, w której widz staje się podmiotem. To człowiek ma tworzyć to, co będzie się w danym miejscu dziać, a architektura ma być tylko tłem dla jego działań. Mało tego, budynki mają się dostosowywać do mieszkańców i zmieniać wraz z nimi. W latach 60. Oskar Hansen stworzył kolejny utopijny pomysł czyli Linearny System Ciągły. W zamyśle architekta kraj należy podzielić na kilka części tak, aby w liniach rozciągających się z północy na południe przebiegały poszczególne strefy. Mieszkania poprzedzielane byłyby strefami usług, przemysłu i natury.
Projekt życia
Pomysły Hansenów wyprzedzały swoje czasy, a ich wizje były zbyt śmiałe dla siermiężnego PRL-u. Być może, gdyby architekt został w Paryżu, miałby szansę na wielką karierę. Niestety skończyło się na kilku zrealizowanych projektach, wielkich pomysłach, niesamowitych wizjach i wykładaniu na Akademii Sztuk Pięknych. Dziś, dla wielu osób, Hansenowie są postaciami wręcz legendarnymi, a najlepszym przykładem ich Formy Otwartej to dom letniskowy zbudowany w Szuminie. Tylko tam ich projekt nie został popsuty przez obostrzenia urzędów i ludzi nie rozumiejących ich idei.
Teatr życia nad Bugiem
Pracę nad budynkiem rozpoczęto w 1968 roku. Już dwa lata później Dom Hansenów w Szuminie był ukończony, choć to nie jest najlepsze określenie. Budynek, zgodnie z zasadą formy otwartej, miał zmieniać się wraz z użytkownikami.
Architektura według Hansenów miała być tłem dla teatru życia, jak sami to określali. Już wspomniana wcześniej ściana przez którą można zajrzeć do kuchni, zapowiada dalsze ciekawostki we wnętrzu budynku. Po wejściu do środka zaskakuje brak klasycznych ścian zewnętrznych na parterze. Taras przechodzi w kuchnię, a kuchnia w jadalnię, zaś spadzisty dach zastępuje ściany. Trudno odnaleźć granice konkretnych pomieszczeń. Blat, na którym dzisiejsi goście domu jedzą wegańskie śniadanie, przechodzi przez wielką szybę i staje się blatem w kuchni, na którym ktoś lepi pierogi nadziewane tofu. Z ogrodu widać, co się dzieje po drugiej stronie budynku, a gospodarz domu pijący wino na tarasie patrzy ludzi krzątających się w kuchni.
Le Corbusier w powiecie węgrowskim
Sam budynek nie jest specjalnie ładny, lecz nie chodzi tu o kanony potocznie rozumianego piękna. Oczywiście od frontu sprawia lepsze wrażenie od innych obiektów tego typu. Bluszcz pnący się po fasadzie, pasmowe okna w stylu Le Corbusiera i betonowa ściana na dole robią swoje. Na pewno cieszą oko turysty idącego na spacer nad rzekę. Ale w środku, za płotem i od strony podwórka nie starano się upiększyć elewacji na siłę. Od tyłu domek to właściwie sam dach schodzący do ziemi z dziurą na taras. Obok wybudowano mały budynek gospodarczy, równie zachwycający co główny dom.
Na górze można wejść do pracowni architektów. Od 1996 roku Szumin stał się domem całorocznym artystów. Kiedy będziemy już w środku, docenimy pasmowe okna, które dają mnóstwo światła. Oczywiście pomieszczenia nie mają drzwi, a ściany pełnią rolę parawanów. Każde pomieszczenie przenika w drugie i trudno znaleźć granicę. To użytkownik miał ją sobie sam wyznaczyć. Szpargałami, meblami czy po prostu swoją działalnością.
Można zwiedzać
Budynek od 2014 roku pozostaje pod opieką Muzeum Sztuki Współczesnej, a od 2017 roku jest jego własnością. Udało się go także wpisać do ewidencji zabytków. Został też jedynym polskim budynkiem wpisanym na listę Iconic Houses Network, na której znajduje się ponad 100 domów z całego świata, zaprojektowanych przez najwybitniejszych architektów.
Co ważne, Dom Hansenów można zwiedzać. Najlepiej uzgodnić to wcześniej, bo danego dnia może być pusto w budynku, albo mogą tam odbywać się jakieś zamknięte imprezy. A warto do Szumina podjechać. Choćby po to by poznać formę otwartą czyli wizję polskich architektów, która dopiero od kilkunastu lat staje się kanonem w architekturze. I wiele osób w ten sposób projektujących swoje wnętrza nawet nie wie, że to już było. Tak się robiło. W latach 50., a potem 60. Podobnie jest z samochodami elektrycznymi, które przecież nie istnieją od wczoraj. Już na przełomie wieków XIX i XX stosowano tę technologię, a ludzie słyszący to przechylają głowę na bok jak piesek i mówią: naprawdę?
Fotografie: autor