Graty, ruiny, fabryki, pałace, zamki, widoki, luksusowe rezydencje i oczywiście rajdy samochodów zabytkowych. To, rzecz jasna, niepełna lista tego, co oferuje Kotlina Kłodzka. Byliśmy tam kilkakrotnie i wciąż nie widzieliśmy wszystkiego.
Geograficznie rzecz biorąc Kotlina Kłodzka to tylko pas leżący na osi północ-południe wewnątrz charakterystycznego prostokąta utworzonego od północy przez Góry Bardzkie, od zachodu – Góry Stołowe, a od wschodu przez Góry Złote i masyw Śnieżnika. Tak naprawdę powinniśmy mówić o Ziemi Kłodzkiej. Dobra, matura z geografii na pięć.
Hanomagi i Horchy
Dla nas, kierowców, najciekawsze są tu oczywiście drogi. Wiecie, kto i kiedy je zbudował. Tędy pędziły drogami stu i więcej zakrętów Hanomagi, Adlery, Mercedesy i Horchy. Kto wie, może nawet sudeckie drogi przemierzał jakiś Maybach? Niektóre z nich są poprowadzone szczytami wzniesień pozwalają odpocząć za kółkiem. Czasem zdarzy się łagodny zakręt albo niespieszny zjazd. Ale najciekawsze są takie, które wymagają nieustannej uwagi, bardzo technicznej jazdy z dohamowaniem i redukcją. Wiele z nich jest pustych, jednak nigdy nie wiemy czy zza zakrętu nie wyłoni się inny wóz albo rowerzysta. Po prostu zachowajmy rozwagę.
Ósemką przez Bardo
Na Ziemię Kłodzką wjechaliśmy naszą renówką piątką krajową ósemką przez Bardo. To dobry przystanek na rozpoczęcie przygody z tą okolicą. Zamiast opisywać poszczególne zabytki, jak choćby stare miasto, polecamy po prostu spacer ulicami miasteczka. Dalej ósemka wznosi się opada wśród lasów, lecz opuściliśmy ją i skręciliśmy na zachód, w stronę Nowej Rudy, lecz nie dojechaliśmy do tego miasteczka. Zamiast tego skierowaliśmy się na Bożków. Tam stoi jeden z większych pałaców w Kotlinie Kłodzkiej, nazywany czasami Disneylandem od rozbudowanej bryły XVI-wiecznego barokowo-klasycystycznego budynku.
Jego historia nie odbiega od setek innych leżących nie tylko tu, ale na całym Dolnym Śląsku: do 1945 roku należał do niemieckich właścicieli, którzy opuścili go przed nadciągającymi wojskami polskimi i radzieckimi. Po II wojnie mieściła się w nim szkoła. Po 1989 powoli popadał w ruinę. Wystrój wnętrza, który szczęśliwie przetrwał wojnę i peerelowskie „remonty”, zaczął poważnie chylić się ku upadkowi. W latach 2000. trafił w prywatne ręce, a od 2016 roku został udostępniony do zwiedzania. Tu uwaga: jeśli chcecie zwiedzić którykolwiek z pałaców, zorientujcie się, czy w ogóle jest to możliwe, a jeśli tak, to czy nie trzeba ustalić terminu z właścicielem lub zarządcą.
Kierując się na zachód, mijamy Ścinawki: Dolną, Średnią, Górną. W tej ostatniej znajduje się pałac Sarny, który znajduje się w rękach prężnie działających właścicieli prowadzących szeroko zakrojony remont.
Sanktuarium albo ostry pokerek
Przez Radków możemy pojechać albo Wambierzyc, gdzie znajduje się imponująca bazylika Nawiedzenia NMP. To miasteczko znamy jednak również z innego powodu: to Lutyń z „Wielkiego Szu”. Tu przyjeżdża Szu, aby kupić dom i w spokoju zamieszkać z dala od niszczącego nałogu. Jednak spokój nie jest mu dany. Tutaj Szu poznaje taksówkarza Jurka, który pragnie zostać mistrzem karcianych kantów. W świetlicy lutyńskiego hotelu Mikun, czyli Leon Niemczyk mówi do szulera z niezdrowym błyskiem w oku: „Pokerek! I to bardzo ostry!”, co staje się początkiem jego końca.
Można też pojechać dalej na południe w stronę Radkowa, gdzie zaczyna się Droga Stu Zakrętów biegnąca przez Karłów do Kudowy Zdroju. To droga wojewódzka numer 387. Została zbudowana w latach 1867-1870 po wojnie austriacko-pruskiej. Przy okazji można zahaczyć o Szczeliniec Wielki. Naszym skromnym zdaniem Kotlina Kłodzka ma wiele innych dróg, które o wiele bardziej zasługują na miano Drogi Stu Zakrętów. O nich napiszemy następnym razem.
Maxi Kaz i czaszki
Kudowa-Zdrój, Park Zdrojowy, Maxi Kaz, alejki, woda Zuber i Jan – tak w skrócie można podsumować ten kurort. Oczywiście nieustająco zachęcamy do odkrywania tych miejsc na własną rękę. O tamtejszej Kaplicy Czaszek wspominamy z kronikarskiego obowiązku.
W Dusznikach-Zdroju zamiast „oczywistych” zadbanych przedwojennych willi i pensjonatów polecamy Dom Wypoczynkowy „Odrodzenie”. Wciąż ma ponoć wolne pokoje, choć wygląda na nieużywany od lat. Zachęcamy do zwiedzenia Muzeum Papiernictwa, które mieści się w młynie papierniczym z XV/XVI wieku.
Przez Polanicę-Zdrój i Starą Łomnicę możemy pojechać do Żelazna, zahaczając o pochodzący z XVI wieku pałac w Gorzanowie. Jeśli jeszcze nie przyzwyczailiście się, to w Żelaźnie również znajduje się pałac. Jego właściciel kilkanaście lat temu wrócił z zagranicy i otworzył tu hotel i restaurację. Kiedy byliśmy tam po raz pierwszy w 2013 roku osobiście oprowadzał nas po pałacu pokazując finezyjnie wykończone drewniane balustrady na klatkach schodowych. Paradoksalnie gruba warstwa farby olejnej nałożona w czasach PRL-u idealnie zakonserwowała to prawdziwe dzieło sztuki snycerskiej. W miejscowości znajdują się jeszcze wieża mieszkalno-obronna oraz również obronny kościół św. Marcina Biskupa.
Urbex w „Lechu”
Kotlina Kłodzka i przemysł? Ależ tak!Z Żelazna jedziemy na wschód do oddalonych o kilka kilometrów Ołdrzychowic Kłodzkich. Tutaj znajdują się dawne Zakłady Przemysłu Lnianego „Lech”, które dzisiaj stanowią gratkę dla miłośników urbexu. Jest to wielki, w dużej części zaniedbany kompleks, który prosi się o ratunek. I to nawet nie jako przywrócony do pełnego oryginału zabytek przemysłowy (o muzeum techniki motoryzacji nawet nie śmiemy marzyć), lecz choćby jako miejscówka do zwiedzania dla miłośników porzuconych i opuszczonych budowli. Oczywiście odradzamy samowolne wchodzenie na teren i zwiedzanie, bo podczas naszych kilku wizyt, brama raz była otwarta, raz zamknięta, a raz nawet dostaliśmy ochrzan od przechodzącej siostrzyczki. W sąsiadującym przez ścianę XVIII-wiecznym Dworze Oppersdorfów, od 1929 roku mieści się Zakon Sióstr Franciszkanek Szpitalnych.
Same zakłady powstały w 1822 roku z inicjatywy wrocławskiego kupca Hermanna Dietriecha Lidheima. Była to pierwsza w Prusach zmechanizowana przędzalnia bawełny. Urządzenia wprawiała w ruch maszyna parowa. Zakłady były ogrzewane. Wodę doprowadzono specjalnie wykopanym kanałem z rzeki Białej Lądeckiej. Fabryka była systematycznie rozbudowywana. Powstały na przykład odlewnia, a także osiedle mieszkalne dla niemal 900 pracujących tam robotników oraz szkoła przyuczająca do zawodu tkacza.
Ginący potencjał
Zakłady szczęśliwie przetrwały II wojnę światową, chociaż Armia Czerwona zdemolowała pobliski pałac rodziny von Magnis. Klasyka gatunku: cenne meble i imponujący księgozbiór poszły z dymem.
Czasy powojenne to reaktywacja fabryki jako Zakłady Przemysłu Lnianego „Lech”. Przez wiele lat pracowano tu na XIX-wiecznych urządzeniach, co miało swój klimat, lecz nie sprzyjało rozwojowi. Zakłady działały do lat 90., kiedy zakład upadł, a pracownicy zostali zwolnieni. Porzucone budynki były powoli rozkradane.
Większość budynków trzyma się nieźle, choć liczne osmalenia stropów wskazują na to, że regularnie jest tam palony ogień, może ogniska. Z najwyższej kondygnacji imponującego trzypiętrowego budynku roztacza się wspaniały widok na okolicę. Kolejne piękne miejsce z historią, którego potencjał obraca się w gruzy.
Na tyłach kościoła św. Jana Chrzciciela znajduje się mauzoleum właścicieli tych ziem, rodziny von Magnis, a kilkaset metrów dalej wzdłuż drogi – należący niegdyś do nich barokowy, XVI-wieczny pałac.
Teslą też można
W pobliskich Trzebieszowicach znajduje się kolejny pałac, w którym mieści się wielogwiazdkowy Hotel Zamek na Skale (mają punkt ładowania Tesli). To przebudowana XV-wieczna siedziba rycerska zbudowana na skalistym wzniesieniu nad Białą Lądecką. Przez wieki należał do rodu Wallisów. W XVIII i XIX wieku przyjeżdżali tam kuracjusze z pobliskiego Lądka-Zdroju (jest takie miasto, w przeciwieństwie do Londynu). Jeśli interesują was szczegóły, to polecamy zwiedzanie zamku z przewodnikiem. A my ruszyliśmy dalej. Po drodze do Lądku-Zdroju można zahaczyć o Jaskinię Radochowską. Jaskinia stanowi lokalną atrakcję turystyczną od połowy lat 30. XX wieku, kiedy została przystosowana do zwiedzania.
„Jest Lądek, Lądek-Zdrój”
I już dojechaliśmy do Lądku-Zdroju. Tutaj oprócz wspaniałych lecz oczywistych atrakcji takich jak rynek z ratuszem i pręgierzem oraz gotycki most świętego Jana Nepomucena, polecamy znajdujące się niemal w centrum miasteczka ruiny zboru ewangelickiego z 1846 roku. Nota bene, po rewitalizacji świetnie nadawałyby się na niewielkie muzeum motoryzacji. Zresztą były podobne plany. W latach 90. Miało tu powstać muzeum balneologiczne, lecz w 1999 roku budynek spłonął i pozostał malowniczą ruiną.
Warto zwrócić uwagę na doskonałą w formie, betonową wiatę peerelowskiego przystanku autobusowego przy ulicy Ogrodowej 3. Tutaj wszystko wskazuje na to, że podobnie jak w innych miasteczkach, pewnego dnia przyjechał I sekretarz z gospodarską wizytą. Obejrzał miasto, pokiwał głową i powiedział: „Ładnie tu macie, ale powinniście mieć nowoczesne bloki. Zbudujcie je” – no i zbudowano.
Charakter przedwojennego uzdrowiska ma dzielnica rozciągająca się wokół placu Partyzantów. My trafiliśmy tam przez przypadek i od razu pożałowaliśmy, że nie przyjechaliśmy tu Autobahnkurierem, a przynajmniej DKW F5.
Tutaj przerwaliśmy naszą wędrówkę. Daliśmy odpocząć naszej piątce. Postanowiliśmy odetchnąć przy dobrym obiedzie i być może jakimś sznapsie. Dzisiaj już nie będziemy prowadzić. Jutro znowu skorzystamy z atrakcji, jakie oferuje Kotlina Kłodzka.