Po co tam jechać, skoro tam niczego nie ma? I właśnie to „nic” jest w tym wszystkim najciekawsze. A na deser zostaje spacer pod jednym z najwyższych mostów kolejowych w kraju. Zapraszamy do Pieniężna.
Na każdą wycieczkę warto wybrać się fajnym wozem. Tym razem naszym kompanem podróży zostało Volvo 340 Variomatic. Tak, wiemy – holenderska skrzynia CVT na gumowych pasach dla wielu jest największym zakażeniem o jakim słyszeli. Złe opinie o Variomatiku wypowiadają zazwyczaj ludzie, którzy tym samochodem nie jeździli dłużej niż 5 minut. Oczywiście może drażnić jednostajny dźwięk silnika działającego non stop na wysokich obrotach. Może denerwować przyspieszenie mierzone w minutach. Ale musimy przyznać, że u nas „trzystaczterdziestka” przejechała kilkadziesiąt tysięcy kilometrów bez żadnej awarii i bardzo ją lubiliśmy. Przez osiem lat eksploatacji jako wóz do codziennej jazdy Volvo nie zaliczyło poważnej wtopy. Jak to możliwe? Tego nie wiedzą nawet najstarsi holenderscy górale.
Na końcu świata
Bezawaryjnie i przy dźwiękach proszących się o zmianę biegu dojechaliśmy do Pieniężna. Ta niezbyt znana miejscowość znajduje się w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie braniewskim, czyli gdzieś na końcu świata. Stąd jest bliżej do Kaliningradu niż do Olsztyna. Wprawdzie tylko o kilometr, ale bliżej. Niewielu przewodników będzie chciało was tu wysłać. Raczej będą polecać Frombork lub Lidzbark Warmiński. Mimo że tamte miejscowości też mają swój klimat i ciekawą historię, warto zahaczyć również o niepozorne Pieniężno. Z dwóch powodów.
Mehlsack
Pierwszym powodem jest trudna, wojenna i powojenna, historia miasta. Oczywiście przed 1945 rokiem miejscowość należała do Niemiec. Przedwojenny Mehlsack, czyli worek mąki, Polacy uprościli do prostej nazwy Melzak. Punktem zwrotnym w historii małego miasteczka była budowa w 1884 roku jednotorowej linii kolejowej między Melzakiem a Braniewem. Rok później trasa została częścią połączenia Olsztyn–Królewiec.
Oczywiście wcześniej też coś się tu działo – np. w 1518 i 1519 roku w miejscowym zamku mieszkał Mikołaj Kopernik.
W czasie II wojny światowej do 1944 roku konflikt obchodził się z miejscowością dość łagodnie. Piekło zaczęło się w sierpniu 1944 roku, gdy część samolotów biorących udział w nalocie dywanowym na Królewiec, zbombardowało również późniejsze Pieniężno. W lutym 1945 roku przez miasto przeszły armie 2. Frontu Białoruskiego. A jak wiemy, gorsze od radzieckiego wojska były tylko plagi egipskie. Miasto zostało zrównane z ziemią – zniszczono około 90% zabudowań przedwojennego Melzaka. To właśnie pod Pieniężnem został ranny Iwan Czerniachowski, generał dowodzący 3. Frontem Białoruskim – bohater ZSRR. Z tego powodu w późniejszym polskim Pieniężnie postawiono pomnik generała. W 2015 roku monument został usunięty, co Rosjanom nie przeszkadza w urządzaniu ważnych uroczystości w tym miejscu. W lutym 2020 roku przy dawnym pomniku odbyły się obchody 75. rocznicy śmierci radzieckiego oficera.
Tu będzie Polska
W 1945 roku miejscowość trafiła pod polską administrację. Straty i zniszczenia były tak ogromne, że po przejęciu dawny Mehlsack stał się wioską, a na prawa miejskie mieszkańcy musieli chwilę poczekać. Po spolonizowaniu miejscowość nazywano Mąkowory, co miało jakiś sens, choć nie brzmiało najlepiej. Mąkowory nie podobały się miejscowym i dawny Melzak szybko stał się Pieniężnem. W sumie takie worki z mąką mogą być walutą, szczególnie w ciężkich powojennych latach.
Pusto wszędzie
Od czasu śmierci generała Czerniachowskiego najciekawsze w mieście jest to, czego nie ma. Najlepiej widać to na dawnym rynku. Wjeżdżając na niego od strony ulicy Wolności i 1 maja widać puste place, na których kiedyś stały tętniące życiem kamienice. Po lewej stronie ulicy Rynek majaczą ohydne bloki z lat 90. Ulica pokryta jest przedwojennym brukiem, a ponad krawężnikami, oprócz kilku drzew, nie znajdziemy żadnych zabudowań. Po jakiś 200 metrach docieramy do rozwidlenia na samym Rynku. Jezdnię stanowi nadal znakomicie sprawdzający się poniemiecki bruk, ale ponad nim nie znajdziemy żadnego budynku. Łąki, trawa i pustka ponad brukiem wręcz krzyczą o tym, że kiedyś było tu miasto. Po prawej stronie nieśmiało wyrastają pawilony handlowe pamiętające kolejnego generała (tym razem tego łysego, w ciemnych okularach), a za nimi zobaczyć można beznadziejne bloki z lat 90. Po drugiej stronie długiego rynku widać osamotnioną wieżę i jakiś ceglany budynek. Gdy podjedziemy bliżej zauważymy, że wieża wyrasta pośród dzikiej roślinności. To pozostałość po Kościele ewangelickim zbudowanym w latach 1844–1851. Budowla ma 28 metrów wysokości i kiedyś była bezpośrednio połączona z kościołem. Całość charakteryzowała się typowym w tych stronach neogotykiem. Jeśli pójdziemy za wieżę, wejdziemy na porośnięte trawą i mchem fundamenty kościoła projektu Karla Friedricha Schinkiela.
Ratusz na tle niczego
Niedaleko dawnego kościoła, na środku rynku, stoi porzucony budynek ratusza. W tej chwili prowadzone są w nim prace remontowe. Być może po 75 latach doczeka się odbudowy. Za budynkami nadal krzyczy do nas pustka widoczna ponad krawężnikami i niemieckim brukiem. Na zachodniej pierzei rynku męczą nasze oczy bloki z początków XXI wieku. Tuż za nimi stoi jeden niewielu budynków, który przetrwał gehennę miasta czyli Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła z lat 1895–1897.
Nie ma nic
Pieniężno to ciekawy przykład miasta, które nie zostało odbudowane po wojnie. Plan był prosty – nie róbmy nic. Usunięto gruz, zwalono pozostałości kamienic oraz kościoła i fajrant – możemy iść. Przez lata rynek był opuszczony, a jego symbolem były ruiny kościoła i opuszczony ratusz. Nowi mieszkańcy zajęli budynki położone z dala od centrum. Akurat te przetrwały wojenną pożogę. Tam też ulokowano nowe centrum miejscowości. Pocztę, siedzibę gminy czy znane w całym powiecie lody Jana T. Dopiero pod koniec lat 80. zaczęto zabudowywać blokami okolice rynku. Całość wygląda dziwnie, pustka już tak nie straszy, jak kiedyś, ale nadal robi to wrażenie na osobie znającej historie miasteczka.
Potrzebny most
Na szczęście w tej historii jest też jakiś optymistyczny element. Już wspominałem o linii kolejowej z 1884 roku, która przyczyniła się do rozwoju miasta. Przy okazji budowy powstał most kolejowy na rzeką Wałszą. Budowla robiła ogromne wrażenie i przed wojną była wizytówką Melzaka. Widać ją na każdej pocztówce z tego okresu. Nic dziwnego. Most w Pieniężnie ma wysokość 30 metrów. Jest niższy od słynnych wiaduktów w Stańczykach o około 7 metrów. Wspiera się na dwóch ponad 20-metrowych filarach oraz dwóch dźwigniach, które wspierają trzy ogromne, zwisające łuki. Całość ma długość 157 metrów. Źródła różnie podają – jedni piszą, że pieniężeński most jest najwyższą czynną przeprawą kolejową w Polsce, inni twierdzą, że drugą. W każdym razie jest na co popatrzeć.
Odbudujmy go
17 lutego 1945 roku most został wysadzony przez wycofujące się wojska niemieckie. Na początku odbudowa nie miała sensu – Królewiec znalazł się w Związku Radzieckim i linia straciła swoje wcześniejsze znaczenie. Jednak w 1951 roku przeprawę odbudowano i oddano do użytku. Do tej pory jeżdżą po niej pociągi, a z mostu rozpościera się widok na Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła i okolice rynku.
Na ścieżce
W związku z tym, że obiekt jest wciąż używany, nie można na niego legalnie wchodzić. Za to można go podziwiać od dołu. Warto podjechać ulicą Mickiewicza, skręcić w prawo w kierunku rzeki i zaparkować niedaleko elektrowni wodnej (zresztą też ciekawej, wybudowanej w 1916 roku). Mniej więcej w tym miejscu zaczyna się ścieżka dydaktyczna w Rezerwacie Doliny Rzeki Wałszy. Ścieżka ma 7 km, a na samym jej początku przechodzimy pod mostem kolejowym. Warto pójść dalej – okolice rzeki przypominają górskie potoki i na Warmii możemy przez chwilę poczuć się jak w Beskidach.
Fotografie: autor, polona.pl